- Niczego umyślnie w tej sprawie nie zrobiłem - wyjaśniał w piątek przed sądem Andrzej P., współwłaściciel nieruchomości przy kąpielisku Kubiki w Chotyłowie (gm. Piszczac). Prokuratura oskarżyła go o narażanie dwuletniej dziewczynki na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
- Niczego w tej sprawie nie zrobiłem umyślnie. Bardzo żałuję tego, co się stało. Wyraziłem skruchę - wyjaśniał przed sądem oskarżony podczas drugiej rozprawy. Andrzej P. nie przyznaje się winy.
Chodzi o głośne zdarzenie, do którego doszło 16 sierpnia. Na płatnym parkingu przy kąpielisku dwulatka wpadła do niezabezpieczonej studzienki kanalizacyjnej. Dziewczynkę udało się uratować tylko dzięki błyskawicznej reakcji matki.
Przeprosiny
Dziecko trafiło do bialskiego szpitala z zachłystowym zapaleniem płuc. Po pierwszej rozprawie doszło do mediacji, ale bez ugody. Oskarżony przeprosił wtedy matkę dziecka. Na piątkowej rozprawie zapewniał że studzienka była codziennie przez niego lub jego pracowników nadzorowana.
- Zawsze starałem się, aby zbiornik był zabezpieczony. Zaniedbania, które się mi zarzuca, mogły być spowodowane tylko nieumyślnie - stwierdził.
Zamkną kąpielisko?
Andrzej P. rozważa zamknięcie kąpieliska Kubiki w tym sezonie. - Nie uciekam od odpowiedzialności, zaraz po zajściu pojechałem do szpitala, zostawiłem swój numer telefonu. Zawsze chciałem pomóc - podkreślił. - Jak kupiłem nieruchomość to ta studzienka już tam była. Planowałem jej przebudowę- dodał.
– To oczywiste, że brak zabezpieczenia to było przewinienie – podkreśla z kolei adwokat Przemysław Bałut, pełnomocnik poszkodowanej matki.
Studzienka o szerokości 25 cm, była głęboka na 2 metry. We wrześniu kontrolę przeprowadził tam Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego. - Zgodnie z przepisami bezodpływowe zbiorniki na nieczystości ciekłe powinny mieć zamykany otwór do usuwania nieczystości, a ta studzienka przykryta była tylko betonową płytą z otworem - powiedziała w sądzie Justyna Wójcik, starszy inspektor nadzoru budowlanego.
Poza tym, miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego przewidywał, że w miejscu gdzie była studzienka, powinna być droga wewnętrzna. - Dlatego wydaliśmy decyzję administracyjną o rozbiórce- zaznacza Wójcik.
Zadośćuczynienie
Katarzyna Kasaniuk, matka dziewczynki domaga się wypłaty 80 tys. zł w ramach zadośćuczynienia.- Boję się najbardziej o stan zdrowia mojej córki w przyszłości. Nie wiem co mnie czeka, czy wyjdą u niej jakieś bakterie. W końcu ona się topiła w szambie. Jak pan P. będzie miał wyrok, to będzie go można w każdym momencie pociągnąć do odpowiedzialności - tłumaczy Kasaniuk. - Teraz córka jest ciągle przeziębiona, nie ma odporności po tym wszystkim. Na ciele wyskoczyły jej plamy skórne, lekarz stwierdził zakażenie. Nie wiemy jeszcze czy to przez wypadek, powtarzamy badania - dodała matka dziewczynki. Dłużej nie mogła rozmawiać, bo jak stwierdziła "nadal jest jej psychicznie ciężko".
Czarna kartka
Obrońca oskarżonego adwokat Michał Maksymiuk przedstawił przed sądem dowód w postaci czarnej kartki o wymiarach otworu studzienki. - Żeby to nie był tylko wirtualny wymiar. Prawdopodobieństwo, że ktoś mógłby wpaść do takiej studzienki, jest w zasadzie zerowe. To był nieszczęśliwy wypadek. W tego rodzaju szczelinę to mogą wpaść kluczyki- stwierdził.
Na co adwokat Przemysław Bałut, skwitował że to brak wyobraźni. - Przecież wiadomo, że na takim kąpielisku przebywają dzieci.
Kolejna rozprawa odbędzie się 16 marca. Wśród świadków stawi się m.in. Kamil Kożuchowski wójt gminy Piszczac.