Jeśli w Międzyrzecu Podlaskim wybierasz numer alarmowy pogotowia ratunkowego lub straży pożarnej, zgłasza się dyżurny powiatowego centrum dowodzenia w Białej Podlaskiej. – Obawiamy się, że w kryzysowych sytuacjach może dochodzić do tragicznych pomyłek – mówią radni. – W obu miastach są ulice o tych samych nazwach.
Przewodniczący Rady Powiatu wyraził zdumienie, że likwiduje się etaty w małych jednostkach ratowniczo-gaśniczych w Międzyrzecu Podlaskim i w Małaszewiczach. Np. w międzyrzeckiej jednostce na jednej zmianie pracują tylko cztery osoby. Kiedy jedna pełni rolę dyspozytora, do pożaru mogą jechać tylko trzy. Taka sama sytuacja jest w pogotowiu. Nikt się nie dodzwoni do pogotowia, kiedy dwie karetki wyjadą w trasę.
Brygadier Józef Szepeta, komendant miejski Państwowej Straży Pożarnej w Białej Podlaskiej, uspokaja, że żadnego niebezpieczeństwa nie ma. Jego zdaniem, gwarantuje to centrum zarządzania kryzysowego, gdzie przez całą dobę dyżurują oficer i jego pomocnik. Mają oni pod opieką powiaty grodzki i ziemski.
– Podejmujemy wyważone decyzje w sprawie obsady jednostek ratowniczo-gaśniczych. W Białej Podlaskiej musi być liczniejsza załoga, bo jednostka zajmuje się także zagrożeniami chemicznymi – tłumaczy komendant. I dodaje, że wkrótce w Małaszewiczach i Międzyrzecu Podlaskim nie będzie nawet dyspozytora. Komenda będzie się kontaktować z załogami poprzez fax lub telefonicznie.
Radni bardzo liczą, że wreszcie zacznie funkcjonować zintegrowany system ratowniczy łączący działania straży, pogotowia i policji. Bo obecny pozostawia wiele do życzenia. – Obawiamy się, iż w przypadku większych katastrof, skutki mogą być opłakane – mówi Maleszyk. – Problem jest także z numerem alarmowym 112. Do policji można dodzwonić się tylko z telefonu komórkowego, a do straży ze stacjonarnego.