Bezrobotny z Białej Podlaskiej ma żal, że otrzymał wsparcie o wiele mniejsze niż kursanci z innych miast w Polsce. Nie uzyskał też pomocy w zatrudnieniu.
Andrzej Skolimowski postanowił poprawić swoje kwalifikacje. Liczył na znalezienie dobrej pracy jako spawacz z certyfikatami. Przed kilkoma miesiącami otrzymał skierowanie z PUP na kurs spawaczy w Jędrzejowie, gdzie następnie przebywał na szkoleniu około dwóch tygodni. – Chciałem zmienić kategorię szkolenia. Urzędniczka PUP jednak nie wyraziła zgody na tę zmianę. Dopłaciłem ze swojej kieszeni. W Jędrzejowie wyjaśniono mi, że zmiana kwalifikacji zależy wyłącznie od dobrej woli urzędnika PUP. Odmówiono mi także w bialskim urzędzie zwrotu kosztu podroży do Jędrzejowa. W innych powiatach uczestnicy szkoleń otrzymują zwrot kosztów podróży – żali się pan Andrzej. Przyznaje, że rozgoryczyła go wiadomość, iż kiedy kursanci z innych regionów otrzymali dofinansowanie sięgające 10 tys. zł, to on jedynie ok. 2,6 tys. zł. Zwrócił się więc do starosty ze skargą. Starosta Tadeusz Łazowski odpowiedział mu jednak, że postępowanie PUP było zasadne i wynikające z obowiązujących przepisów. Starosta zaznaczył, iż oczekiwane przez Skolimowskiego dodatkowe szkolenia w Jędrzejowie nie mogły być finansowane z dotacji Funduszu Pracy.
Zapytany przez nas Edward Tymoszyński, dyrektor PUP, użył podobnej argumentacji, jak starosta. – Koszt szkolenia finansowanego z Funduszu Pracy nie mógł przekroczyć 300 proc. przeciętnego wynagrodzenia. Za wykonanie umowy PUP zapłacił instytucji szkoleniowej 2430 zł, pokrył całkowity koszt wyżywienia i zakwaterowania. Sfinansowaliśmy badania lekarskie określające brak przeciwwskazań zdrowotnych do udziału w szkoleniu i wypłaciliśmy stypendium szkoleniowe w wysokości 120 proc. zasiłku – wyjaśnia dyrektor. Dodaje, że spawacz otrzymał informację o braku finansowania kosztów dojazdu na szkolenie, gdyż tak postanowiła Powiatowa Rada Zatrudnienia w Białej Podlaskiej. Rozgoryczony Skolimowski narzeka, że po powrocie ze szkolenia rzucano mu kłody pod nogi. Twierdzi, iż czuje się szykanowany, bo jedna z urzędniczek miała za jego skargi udaremnić mu zatrudnienie u miejscowego przedsiębiorcy. – Bezrobotny nie ma racji. Nieprawdziwa jest podana przez pana Skolimowskiego informacja jakoby pracownica PUP dzwoniła do właściciela firmy, aby nie zatrudniał spawacza – wyjaśnia dyrektor Tymoszyński. I obiecuje, że spawacz zostanie poinformowany o pozyskaniu przez urząd oferty pracy odpowiadającej jego kwalifikacjom zawodowym.