Bił pięściami, kopał i skakał po klatce piersiowej swojego sąsiada. Ofiara przed śmiercią powiedziała śledczym, kim jest jego oprawca. Wątpliwości nie miał też sąd, mimo że Dawid B. podkreślał, że ze sprawą nie ma nic wspólnego.
Do tragedii doszło w nocy z 12 na 13 października w Międzyrzecu Podlaskim. Z akt sprawy wynika, że Krzysztof K. pił alkohol ze swoim sąsiadem z bloku – 40-letnim Dawidem B. W pewnej chwili sąsiadka usłyszała dochodzące z mieszkania krzyki. Zadzwoniła na numer alarmowy. Ratownicy i policjanci zobaczyli zakrwawionego mężczyznę leżącego na połamanym łóżku.
– Kto cię pobił? – spytał policjant.
– Baba – odpowiedział ranny.
Dawid B. nigdy nie wypierał się, że „Baba” to jego pseudonim. Zresztą Krzysztof K. podał pełne nazwisko swojego oprawcy, kiedy był już w karetce i ten go już nie słyszał.
Podczas pierwszych przesłuchań Dawid B. mówił, że uderzył sąsiada ręką w głowę, ale tego co działo się później nie pamięta. W trakcie śledztwa zmienił swoją wersję twierdząc, że pobicia mieli dopuścić się „jacyś mężczyźni, których nie zna”. Przed sądem twierdził z kolei, że w mieszkaniu ofiary w ogóle go nie było.
– Tymczasem dowody jasno wskazują, że pobił pokrzywdzonego. Nie udało się ustalić przyczyny, dla której to się stało – przyznaje sędzia Marcelina Kasprowicz. – Pokrzywdzony znajdował się w pozycji leżącej i w którymś momencie doszło do ataku. To było zachowanie bardzo brutalne. Obrażenia ciała były bardzo rozległe. Klatka piersiowa i żebra były w całości połamane. Wieloodłamkowe złamania żeber z przemieszczeniem skutkowały m.in. przebiciem płuca i torebki wątroby.
Badający sprawę biegli doszli do wniosku, że agresor skakał po klatce piersiowej swojej ofiary. Świadczyć o tym mają m.in. ślady na połamanym łóżku.
Ale obrażeń było znacznie więcej. Krzysztof K. był wielokrotnie bity pięściami i kopany po twarzy. Rany były tak rozległe, że mężczyźnie nie udało się pomóc. Zmarł.
– Świadczy to o bardzo brutalnym, bezwzględnym, bezrefleksyjnym działaniu – uważa sędzia Kasprowicz. I dodaje, że sprawca działał w warunkach recydywy.
Dawid B. został w piątek skazany na 12 lat pozbawienia wolności. Musi też zapłacić 50 tys. zł nawiązki krewnej zmarłego. Wyrok jest nieprawomocny.