Maria Kosidło z Radzynia Podlaskiego zaczęła we wtorek pikietę pod Urzędem Miasta. W toczącym się od dwóch lat sporze chodzi o mieszkanie komunalne. Kobieta zarzuca urzędnikom, że bezprawnie rozwiązali z nią umowę i zajęli lokum
Sprawie przyglądaliśmy się od grudnia 2016 roku. Wówczas Maria Kosidło ze względu na złe warunki wyprowadziła się z mieszkania komunalnego na osiedlu Koszary do bloku. Kobieta narzekała, że zalane ściany, dziurawe podłogi, grzyb i robaki zagrażały zdrowiu jej niepełnosprawnego syna. Jednocześnie, lokatorka liczyła, że w tym czasie Zakład Gospodarki Lokalowej wyremontuje jej mieszkanie.
Tymczasem radzyński ZGL rozwiązał z nią umowę i nakazał opróżnienie mieszkania. – W czerwcu ubiegłego roku pracownicy ZGL wtargnęli do mieszkania, wymienili mi zamki. A przecież nie dostałam z sądu nakazu eksmisji. Bezprawnie zajęto mi mieszkanie. Przywłaszczono część moich rzeczy, które tam zostawiłam. Drzwi zabito kłódką – opowiada pani Maria, która wczoraj o godz. 10 ze sowim synem rozpoczęła pikietę pod urzędem. Zamierza przychodzić tutaj codziennie z transparentem „Burmistrzu przestrzegaj prawa”.
– Mój syn jest upośledzony, ja jestem po udarze. Oczekuję, że może dzięki tej pikiecie burmistrz się obudzi i dostanę w końcu mieszkanie – mówi z nadzieją Kosidło.
Ale ZGL proponował kobiecie inne lokale. – Jedno przy obwodnicy, a mój syn ma problem z chodzeniem, a drugie przy ulicy Ostrowieckiej, ale tam są strome schody, poza tym to melina – nie ukrywa mieszkanka Radzynia.
Wspiera ją m.in. radny Jakub Jakubowski (bezpartyjny). – Burmistrz ma doskonałą wiedzę na ten temat. Z tego co wiem, jeszcze w kampanii wyborczej obiecywał jej pomoc w remoncie mieszkania. Ale nie zrobiono nic. Zamknięto jej mieszkanie na kłódkę. Tak się nie postępuje. Prawo zostało nagięte, bo wyroku eksmisji nie było – uważa Jakubowski.
Tymczasem Marek Niewęgłowski dyrektor radzyńskiego ZGL nie ma sobie nic do zarzucenia. – Wykonujemy swoją pracę w oparciu o przepisy, a nie jakieś „widzimisię”. Dwie strony łączy umowa i jest opłata czynszowa którą trzeba uiszczać. Ta pani miała zaległości, część z nich była umarzana – relacjonuje Niewęgłowski.
ZGL proponował też lokatorce mniejsze mieszkanie. – Przed wypowiedzeniem umowy i później proponowaliśmy. Mamy warunki takie jakie mamy, to są lokale o obniżonym standardzie – przyznaje dyrektor i dodaje że rzeczy pani Kosidło są w bezpiecznym miejscu i w każdej chwili kobieta może je odebrać. – My jesteśmy cały czas otwarci, nie możemy nikogo wykluczać – zapewnia Niewęgłowski.
We wtorek nie zastaliśmy burmistrza Jerzego Rębka w urzędzie, ale był jego zastępca Tomasz Stephan.– Taka pikieta zdarza się po raz pierwszy – nie ukrywa. – Ale pani Kosidło otrzymuje wsparcie od miasta w sposób ciągły od MOPS. Rozumiemy jej trudną sytuację, chcemy pomagać na tyle, na ile przepisy pozwalają i taką pomoc będziemy zapewniać – deklaruje zastępca burmistrza.
Maria Kosidło przyznaje, że zostaje jej miesięcznie 600 zł na życie.