Tak pomyśleli niektórzy celnicy przeniesieni do pracy na Lubelszczyznę. Dalej mieszkali u siebie, a państwo płaciło im pełne wynagrodzenia. W ciągu ostatnich 14 miesięcy na Lubelszczyznę skierowano 300 funkcjonariuszy z Rzepina, Wrocławia i Cieszyna. Ponad połowa była tu czasowo i właśnie z nimi był największy kłopot. – Niektórzy przebywali na zwolnieniach lekarskich po kilkanaście dni w miesiącu – potwierdza Barbara Korwin, rzecznik prasowy Izby Celnej w Białej Podlaskiej.
Więcej mówią statystyki. Spośród 76 celników skierowanych w kwietniu do czasowej czteromiesięcznej służby w bialskiej izbie, do pracy stawiły się tylko 33 osoby. – Powodowało to dezorganizację pracy, konieczność dokonywania częstych zmian w grafikach służby, rosnące nadgodziny w naszych funkcjonariuszy – tłumaczy Korwin.
Kilka dni temu szef Służby Celnej wstrzymał czasowe przeniesienia do służby na wschodnich granicach Polski. Nie znaczy to jednak, że na lubelskich przejściach granicznych skończą się kłopoty kadrowe. Spośród 140 celników przeniesionych na Lubelszczyznę na stałe, na zwolnieniach przebywa co najmniej 20. Ponadto Izba Celna w Białej Podlaskiej ma cały czas 200 nieobsadzonych etatów.