Skatowany przez bandytów Stanisław Leszak z Lisiowólki (pow. radzyński) jest zastraszany przez przestępców.
Pan Stanisław skontaktował się z nasza redakcją, bo nie czuje się bezpieczny. Powiedział nam, że przed tygodniem po godz. 22.30 usłyszał stukanie do drzwi swojego domu. Wyszedł na schody. Zobaczył dwóch barczystych młodych mężczyzn. - "Proszę wycofać sprawę i nie rozgrzebywać jej. Bo nie doczeka pan świąt wielkanocnych”. Tak powiedział mi jeden z nich - relacjonuje Leszak.
Cała sprawa ma początek w 2003 roku. To wtedy bandyci napadli na dom w Lisiowólce. Pobili gospodarzy i ukradli 46 tysięcy USD. Pan Stanisław wypłacił z banku oszczędności życia, żeby kupić mieszkanie w Lublinie i samochód. - Rozbili mi czaszkę. Wybili osiem zębów i połamali szczękę. Oberwała również moja żona. Leczenie i rehabilitacja kosztowały tysiące złotych.
Choć policja odzyskała prawie 8 tysięcy dolarów, to wymiar sprawiedliwości trzymał je w depozycie, zamiast oddać ofierze napadu. Pieniądze pan Stanisław odzyskał dopiero pod koniec 2006 roku po interwencji Dziennika Wschodniego. - Dobiło nas, że pani prokurator w trakcie śledztwa oddała rodzinie bandyty samochód kupiony za zrabowane u mnie dolary - dodaje Leszak. Mężczyzna przypuszcza, że teraz ktoś mu grozi, bo nie odpuszcza sprawy samochodu i dopomina się wyjaśnień. - Wydanie samochodu było co najmniej przedwczesne. Zleciliśmy prowadzenie śledztwa w celu wyjaśniania, czy syn podejrzanego odbierając wspomniane auto i sprzedając je nie dopuścił się paserstwa - mówi Jacek Drabarek, zastępca prokuratora okręgowego.
A co z bezpieczeństwem starszego pana? Janusz Syczyński, radzyński prokurator rejonowy, powiedział nam wczoraj, że porozmawia z prokuratorem prowadzącym tę sprawę. A to po to, by ustalić, czy konieczne jest objęcie ochroną zastraszonego emeryta. Dariusz Łukasiak z policji w Radzyniu Podlaskim dodaje, że funkcjonariusze wyjaśniają, kto mógł grozić Leszakom, i że trwa postępowanie w tej sprawie.