W Parku Radziłłowskim miała być kultura pełną gębą. Ale na razie był tylko jeden koncert.
Siedlecka firma Magiczny Blask - "Dekadencya” miała zapewnić od maja program artystyczny. Na razie w Parku Radziłłowskim stanął okazały piwny ogródek. Wbrew woli konserwatora, stanęły też ubikacje. Tymczasem zbudowany w parku w 2004 roku kosztem 3,4 mln zł amfiteatr świeci pustakami.
- Miasto zabiegało o rewitalizację zespołu radziwiłłowskiego, a tymczasem zezwoliło na postawienie w tym cennym historycznie miejscu namiotu piwnego. Przecież można było to zrobić na błoniach, a nie obok zabytkowej oficyny. I choć w pobliżu namiotu jest porządek, to park zamienia się w melinę. Rano przy alejkach leży wiele butelek i puszek po alkoholu - mówi pan Franciszek z Białej Podlaskiej.
Jan Maraśkiewicz, kierownik bialskiej Delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków, przyznaje, że zaakceptował postawienie namiotu. - Zwrócił się do mnie dyrektor Miejskiego Ośrodka Kultury, on jest gospodarzem tego terenu. Twierdził, że będzie tam uprawiana kultura wyższego rzędu. Nie zgodziłem się jednak na plantowanie terenu, stawianie toalet i płotu.
Janusz Izbicki, dyrektor MOK, broni popularnych toy-toyek. - Zostały estetycznie zasłonięte. No i żadnej meliny w parku nie ma. A amfiteatr będzie wykorzystany na Dni Białej Podlaskiej i folklorystyczny Jarmark Podlaski.
Właściciel siedleckiej "Dekadencyi”, Marcin Śmigielski, przyznaje, że wbrew zapowiedziom pierwsza impreza w parku odbyła się nie w maju a w czerwcu - niedawno w namiocie zaprezentował się zespół Kult. Odniósł się też do sprawy toalet. - Spowodowaliśmy, że ubikacje są zasłonięte. Może jeszcze nad tym popracujemy. Staramy się, aby nasz namiot był perłą - wyjawia Śmigielski.
Waldemar Godlewski, bialski wiceprezydent, powiedział nam, że jeśli siedlecka firma nie spełni oczekiwać bialczan, nie będą w przyszłości podpisywane z nią umowy.