Nikt nie wie, kto ma się zająć "dziećmi ulicy”. Ani szkoły ani samorządy nie mają recepty na przeciwdziałanie patologiom wśród najmłodszych mieszkańców wsi.
Gminy mają problemy z wygospodarowaniem niezbędnych finansów, nawet przy założeniu, że połowa środków będzie pochodziła z zewnątrz. Całkowity koszt utrzymania placówki dla 60 dzieci, z etatami dla 3 wychowawców, wyniesie rocznie 162 tysiące złotych. Pobyt jednego podopiecznego oblicza się na 2700 złotych.
- Według mnie to utopia. I tak płacimy za posiłki w szkołach. Dzieci w ciepłych świetlicach czekają na powrót do domu. Kto miałby je potem odwieźć. Nie będą szły po śniegu. Patologie są i będą. Żaden ustrój tego nie zmieni. Na szczęście większość dzieci żyje w dobrych warunkach - twierdzi Adam Kurowski, wójt gminy Kąkolewnica. Szansę w ogniskach widzi natomiast parczewskie Centrum Pomocy Rodzinie. Dyrektor Teresa Rojewska potwierdza, że potrzeby w tym względzie są ogromne. Trzeba to jeszcze uświadomić radnym, którzy zadecydują o podziale środków w budżecie.•