36-letni rencista skarży się, że został brutalnie pobity przez policjantów. Zawiadomił już prokuraturę.
- Strasznie mnie boli szyja i głowa po pobiciu. Mam złamane żebro i pobite płuca. Boję się policjantów. Już wcześniej jeden z nich chciał zastrzelić naszego psa Łokera - opowiada Robert Brzozowski.
Z relacji poszkodowanego wypadki w środę toczyły się następująco: policjanci przyjechali z mieszkającym gdzie indziej mężem jednej z lokatorek. Chcieli zabrać jego rzeczy.
- Ja jestem tu tylko lokatorem. Byłem sam a policjanci się nie przedstawili i dlatego nie chciałem ich wpuścić - opowiada pan Grzegorz. - Zażądali, abym pokazał dowód osobisty. Gdy poszedłem po dokument, funkcjonariusze weszli na korytarz. W momencie gdy chciałem zamknąć przed nimi drzwi do mojego pokoju, chwycili mnie mocno za szyję. Przewrócili. Gdy leżałem, jeden policjantów zaczął po mnie deptać. Następnie skuli mnie i ponieśli za ręce. Bardzo bolało. Okropnie! Śmieli się ze mnie i dopytywali, czy się uspokoję - wspomina Brzozowski.
Przed siedmioma laty Brzozowski przeszedł ciężką operację trepanacji czaszki. Od tego czasu ma padaczkę pourazową. Kiedy tylko policjanci zdjęli mu kajdanki dostał ataku i stracił przytomność. Miał szczęście, że w tym momencie wróciła do domu Ilona Pietruszewska, córka właścicielki posesji i wezwała karetkę. Pan Robert trafił do szpitala.
- Przeraziłam się, znalazłam nieprzytomnego pana Roberta. Miejscowi policjanci już wcześniej wchodzili do mieszkania bez pozwolenia. Pytali o poszukiwanego człowieka mówiąc do mnie per "ty” - opowiada Ilona Pietruszewska. - Raz tak przeszukiwali mieszkanie bez nakazu prokuratorskiego, że przerazili moje małe dzieci. Na dodatek w drzwiach stał pies Łoker, który warczał na mundurowych.
Jeden z nich sięgnął po broń i ostrzegł, że go zastrzeli, jeśli go nie zabiorę - dodaje kobieta, która złożyła skargę na policjantów.
Z zaświadczenia lekarskiego wystawionego w Łukowie Brzozowskiemu wynika, że ma rozległe otarcia skóry na barku, plecach i szyi oraz o blizny na plecach.
Sprawę skargi na poczynania dwóch policjantów z lokalnego posterunku wstępnie wyjaśniała łukowska policja.
- Interwencja policji dotyczyła nieporozumień rodzinnych m.in. o podział majątku. W mieszkaniu przebywał 36-latek. Utrudniał on czynności policji. Było konieczne użycie środków przymusu przy pomocy kajdanek. Policjanci jednak zwolnili tę osobę ale będą wyciągnięte w stosunku do niej konsekwencje za niedopełnienie obowiązku meldunkowego i nie podanie policji danych personalnych. Policjanci zrobili, co do nich należało - wyjaśnia podkomisarz Krzysztof Golba z łukowskiej Komendy Powiatowej Policji.
- Nie otrzymaliśmy żadnej skargi. Nie ma przesłanek do twierdzenia, że policjanci nadużyli swoich uprawnień - dodaje Janusz Wójtowicz, rzecznik komendanta wojewódzkiego policji w Lublinie.
Sprawę wstępnie bada Prokuratura Rejonowa w Łukowie. - Sprawdzamy czy doszło do przekroczenia uprawnień przez policję. Kiedy stwierdzimy, że trzeba będzie podjąć dalsze czynności, wystąpimy o przekazanie sprawy do innego rejonu - mówi Mariusz Brojek, łukowski prokurator rejonowy.