W sumie 734 tys. euro zarobiły państwowe stadniny na tegorocznych aukcjach Pride of Poland i Summer Sale. Nabywców znalazła tylko połowa z wystawionych 31 koni. – Jeszcze parę lat i może coś uda się odbudować – komentuje wyniki aukcji były wieloletni prezes stadniny w Michałowie
W niedzielę na aukcji głównej sprzedano 6 z 11 wystawionych koni (za 501 tys. euro). Niewiele lepiej było w poniedziałek – na Summer Sale z 20 wystawionych nabywców znalazło 11 koni (za 233 tys. euro).
Na Pride of Poland najdroższa okazała się 10-letnia siwa klacz Parmana z michałowskiej stadniny, a na Summer Sale 7-letnia siwa Prosaria (35 tys. euro) z Michałowa. Ale na typowaną jako jedna z faworytek aukcji - klacz Bambinę - chętnych już nie było.
Czy taki wynik zadowala? Przed rokiem kiedy sześć klaczy sprzedano za 410 tys. euro, ale w rekordowym 2015 roku, stadniny zainkasowały ponad 4 mln euro. Poza tym miniony rok janowska stadnina zakończyła z 1,5 mln zł straty.
- Jesteśmy dość zadowoleni z końcowego wyniku, choć oczywiście zawsze może być lepszy. Jednak zarówno sytuacja na światowych rynkach koni arabskich, jak i stale podejmowane próby storpedowania janowskiej aukcji, nie sprzyjają sukcesowi - przekonuje tymczasem Maciej Grzechnik prezes michałowskiej stadniny i dyrektor tegorocznej aukcji. - Ciężar organizacji aukcji spoczywał w tym roku wyłącznie na trzech stadninach państwowych, także pod względem finansowym. Mocno ograniczyliśmy koszty w stosunku do poprzednich edycji- dodaje.
Podczas Pride of Poland pięć koni nie osiągnęło na licytacji nawet ceny minimalnej ustalonej przez ich właścicieli. – Nie można się spodziewać co roku Pepit i Kwestur (klacze sprzedane za rekordowe sumy w poprzednich latach – przyp. red.). Poza tym przyjeżdżają klienci o różnych gustach. Trzeba też wziąć poprawkę na to, że rynek koni arabskich na świecie się zasysa, zwłaszcza gdy handluje się zarodkami. Tym sposobem od jednej klaczy można uzyskać nawet po 8 źrebiąt, więc jeżeli rozmnażamy konie jak króliki, to wyższych cen się nie spodziewajmy – stwierdza prof. Krystyna Chmiel, która odpowiada za sprawy hodowlane w janowskiej stadninie. – Uważam, że ceny za konie były przyzwoite. To, że się wysoko cenimy, to też dobrze, bo nie będą nam zarzucać że wyprzedajemy – dodaje.
W tym roku kupcy przyjechali z Kuwejtu, Arabii Saudyjskiej i Czech. Aukcji przyglądał się też Jerzy Białobok, były wieloletni prezes stadniny w Michałowie, zwolniony z pracy w 2016 roku razem z Markiem Trelą.
– Janowska stadnina sprzedała na aukcji tylko jednego konia. To nienajlepszy prognostyk – mówi Białobok, który przyjął zaproszenie ministra rolnictwa Jana Ardanowskiego do nowego składu Rady ds. Rozwoju Hodowli Koni. – Koń musi być wypielęgnowany, mieć dobry ruch, umięśnienie. Tego troszeczkę tym klaczom zabrakło. Te pół miliona to już jest coś, jeszcze parę lat i może coś uda się odbudować. Zabrakło mi też publiczności na aukcji. Bardziej przypominało to imprezę komercyjną dla bogaczy.
W tym roku publiczność mogła wejść tylko na specjalne zaproszenia. Kosztowały aż 450 zł. Na trybunach było więc pusto. Wszyscy goście, również dziennikarze, mieli miejsca przy stolikach.
W tym roku po raz pierwszy rozdzielono aukcję (stadnina w Janowie) i Narodowy Pokaz Koni Arabskich Czystej Krwi (warszawski Służewiec).
– To dezorientuje klientów. Ta impreza tutaj się narodziła i tutaj powinna zostać. Klienci, którzy przyjeżdżali na aukcję, mogli podczas czempionatu obejrzeć cały dorobek hodowlany stadnin – komentuje Alina Sobieszak z branżowego Araby Magazine.
„Nie wiem, nie liczyłem”
Duży problem z uzyskaniem komentarza po aukcji od prezesa Macieja Grzechnika miała stacja TVN24. – Nie bądź taki szybki chłopie, my to przygotowywaliśmy pół roku. (...) Co chcesz ode mnie? Skąd ty jesteś? – powiedział na wstępie reporterowi dyrektor aukcji. Na pytanie czy jest zadowolony z wyniku aukcji stwierdził: „Jestem umiarkowanie zadowolony. Ważne co wy powiecie”, po czym zasłonił kamerę. Przez cały czas rozmowy z dziennikarzami nie zatrzymał się, reporterzy musieli go gonić. Na kolejne pytanie
„Z 12 klaczy, sześć jest dobrym wynikiem?”. Grzechnik odpowiedział: „Nie wiem, nie liczyłem (...). Nie mam komputera w głowie”. Reporter TVN24 relacjonował później na wizji, że prezes miał jeszcze podstawić nogę operatorowi kamery.