Robotnicy wykopali, a potem sprzedali na złom śmigło i fragmenty poszycia bombowca. Konserwator zabytków sprawdzi, czy nie popełnili przestępstwa.
Szczątki polskiego samolotu bombowo-rozpoznawczego PZL Karaś, zestrzelonego przez Niemców w 1939 roku, znaleźli robotnicy PKP Energetyka pracujący przy modernizacji linii kolejowej E-30 pod Białą Podlaską. Opodal wsi Szachy koparka wydobyła z ziemi śmigło oraz duraluminiową blachę, prawdopodobnie fragment poszycia maszyny.
Blacha była podziurawiona. Były to zapewne ślady po serii pocisków. Operator koparki powiedział nam, że wcześniej, w czerwcu tego roku, na podobne znalezisko trafił w tym samym miejscu kierowca spychacza.
Kiedy w październiku pisaliśmy, że robotnicy ukrywają śmigło, Irena Mazurkiewicz z firmy PKP Energetyka zapewniła nas, że przeprowadzi w tej sprawie swoje "śledztwo”. Kiedy usiłowaliśmy dowiedzieć się, co ustaliła, odesłała nas do dyrektora Janusza Michalczuka koordynatora projektu modernizacji E-30.
Naciskany przez nas dyrektor powiedział: - Kierownik prac ziemnych zwiesił głowę i powiedział mi, że robotnicy nie mają fragmentów samolotu. Nie przynieśli ich na jego polecenie. Pewnie sprzedali metal na złom. Grozi im za to utrata premii.
Michalczuk obiecał nam, że postara się choć w części zrekompensować mieszkańcom Podlasia utratę cennych pamiątek z okresu II wojny światowej. Kiedy tylko ziemia nie będzie zamarznięta, pomoże muzealnikom w w szukaniu innych szczątków samolotu.
Janusz Maraśkiewicz, bialski konserwator zabytków, powiedział nam, że musi teraz sprawdzić, czy robotnicy nie naruszyli prawa.