Na policji i w administracji budynku starsi ludzie szukają pomocy. Mają hałaśliwych sąsiadów, którzy montują meble.
Pan Semeniuk ma pecha, bo jak wspomina poprzedni sąsiad też hałasował przy zbijaniu mebli.
Emeryt opowiada, że kiedy pewnej nocy w grudniu wszedł do mieszkania hałaśliwego sąsiada i zobaczył, że na dwóch stojakach z drewna znajduje się szeroka deska. - Gdy zarzuciłem sąsiadowi, że robi meble, młody człowiek zaśmiał mi się w twarz i odpowiedział mi, że jest w swoim mieszkaniu, więc będzie robić, co chce. Zaalarmowałem policję, która sporządziła notatkę - żali się starszy mężczyzna i dodaje, że zaalarmował także Zakład Gospodarki Lokalowej administrujący budynkiem.
- Pękają nam ściany w pokoju, w przedpokoju, w kuchni i łazience. Ostatnio usłyszeliśmy olbrzymi wstrząs, jakby coś bardzo ciężkiego zostało zrzuconego - przyznaje gospodyni.
We wskazanym przez emerytów mieszkaniu byliśmy we wtorek. Było cicho. Mieszkająca tam pani Ewa ze smutkiem przyznaje, iż słyszała o zarzutach pana Jana wobec jej małżonka.
- Nie wiem o co chodzi sąsiadom. Często stukają w rury, kiedy tylko usłyszą jak przypadkowo uderzę w garnek. Wcześniej mieszkała tu moja bratowa i sąsiedzi pukali nawet, kiedy płakało dziecko. Mąż nie robi żadnych mebli, nawet nie zna się na stolarce. Miał kłopot nawet z przybiciem oderwanej deski pod zlewem. Tu jest cicho i spokojnie. Mieszkamy z dwiema córeczkami. A po bloku niosą się odgłosy od mieszkających wyżej studentów. To oni niedawno przesuwali meble i coś przybijali - tłumaczy pani Ewa.
Cezary Grochowski, oficer prasowy bialskiej policji, potwierdza, że 13 grudnia patrol interweniował w sprawie zakłócenia ciszy nocnej w budynku przy al. Tysiąclecia.
- Policjanci pouczyli mężczyznę. Interwencja pewnie okazała się skuteczna, bo odtąd nie było żadnych sygnałów. Jeśli pan Semeniuk stwierdza, że ktoś zakłóca ciszę nocną, może zawiadomić policję. Jeśli interwencje będą się powtarzać, sprawa zostanie skierowana do sądu grodzkiego - informuje rzecznik.
Sprawą zainteresował się także Mieczysław Ruta, prezes zarządu spółki Zakład Gospodarki Lokalowej.
- Kierownik rejonu wysłany do odczytu wodomierza nie widział we wskazanym mieszkaniu śladu zakładu stolarskiego. Było posprzątane - mówi prezes, który zapewnia, że pouczy właściciela wspomnianego lokalu, że jeśli będzie notorycznie uciążliwy, to wspólnota może zadecydować, aby ten lokal sprzedać w drodze licytacji.