Pół miliona złotych da państwo na odbudowę terespolskiego „Belwederu”, który spłonął w lutym. To połowa potrzebnych pieniędzy. Drugą połowę musi wyłożyć miasto. Ale to i tak nie koniec problemów.
O pieniądze z budżetu postarał się wojewoda Wojciech Żukowski na prośbę burmistrza Terespola. Decyzja o przyznaniu środków zapadła w ostatni piątek. Kłopot w tym, że miasto musi wykorzystać dotację do końca tego roku.
– Przed nami dużo pracy, więc musimy się naprawdę mocno sprężyć – mówi Zbigniew Banach, burmistrz Terespola. – Nie da się ominąć ustawy o zamówieniach publicznych, a przetargi trwają długo.
Przypomnijmy. W lutym tego roku w Terespolu zapalił się pochodzący jeszcze sprzed I wojny światowej budynek komunalny, tzw. Belweder. Mimo że był murowany, a drewniane były tylko stropy, schody i dach – spłonął niemal doszczętnie. To był największy pożar w mieście od lat, akcja gaśnicza trwała ponad osiem godzin. Prawie sześćdziesiąt rodzin zostało bez dachu nad głową.
Ale Terespol bez „Belwederu” nie jest już tym samym miastem. Dlatego radni uznali, że należy odbudować spalony budynek. Choćby po to, żeby pogorzelcy mogli wrócić do swoich mieszkań.
– Zdecydowaliśmy, że lepiej wyburzyć spalony dom niż go remontować – mówi burmistrz Banach. – Stare fundamenty nie wytrzymałyby remontu.
Dotacja z budżetu państwa pozwoli na rozpoczęcie prac budowlanych. Jednak, żeby dokończyć inwestycję, potrzeba kolejnych 500 tysięcy. Te pieniądze Terespol będzie musiał wysupłać z własnego budżetu. Roczna kasa miasta to 9 mln zł. Ale najważniejsze, żeby zdążyć z przetargami, bo inaczej rządowe pieniądze przepadną.
Pogorzelcy mieszkają teraz w lokalach zastępczych. Nie wszyscy chcą wrócić do poprzednich mieszkań. – Nawet tamtędy nie chodzę – mówi pani Jadwiga. – To miejsce przypomina mi koszmar lutowej nocy. Kiedyś nie wyobrażałam sobie, że mogę mieszkać gdzie indziej. Teraz nie wyobrażam sobie, żebym mogła wrócić do „Belwederu”.