Od upadłości Zakładów Przemysłu Spożywczego "Smakpol” w Parczewie minął ponad rok. A byli pracownicy do dziś nie dostali zaległych pensji i odpraw. I to mimo wyroku sądu.
Kobieta niedosłyszy. Przepracowała w Zakładach Przemysłu Spożywczego "Smakpol” ponad 10 lat. Był to zakład pracy chronionej, w którym pracowało 40 proc. osób niepełnosprawnych. Z powodu ogromnego zadłużenia, w 2005 roku firma ogłosiła upadłość. Sprzedażą masy upadłościowej zajął się syndyk.
- Do września 2005 roku pobory dostawałam na raty. Później już wcale - mówi Szczygielska.
W styczniu 2006 roku po kilku miesiącach przestoju, pracownicy dostali wypowiedzenia. - Nawet do syndyka zadzwonić nie mogę, bo nie słyszę. Już prawie straciłam nadzieję na odzyskanie pieniędzy - żali się pani Małgorzata. W lipcu podała syndyka do sądu. Sąd wydał wyrok, w którym nakazał mu niezwłocznie wypłacić kobiecie ponad 6 tys. należnych poborów. Mimo to nie dostała ani grosza.
W takiej samej sytuacji jest wiele osób z Parczewa. Panu Leszkowi syndyk powinien wypłacić ponad 10 tys. zł. - Te pieniądze to dla mnie zbawienie. Mam rodzinę na utrzymaniu, a jestem bezrobotny - mówi mężczyzna, który w "Smakpolu” przepracował ponad 20 lat. Też zamierza dochodzić sprawiedliwości na drodze sądowej.
Stefan Suszek, syndyk masy upadłościowej zakładów w Parczewie, odpiera zarzuty, jakoby grał na zwłokę. - Postępowanie trwa. Podział majątku nastąpi prawdopodobnie w styczniu. Czy pracownicy dostaną zaległe pensje? - Coś dostaną, ale nie wiem, czy wszystko - dodaje.
- Spółka była tak zadłużona, że ja już prawie straciłem nadzieję na zwrot pieniędzy. Przecież najpierw muszą oddać bankom, skarbówce i ZUS. Dla nas może nic nie zostać... - martwi się pan Leszek.