To hobby kosztuje. Trzeba wydać kilkadziesiąt tysięcy złotych na motocykl, kilka na strój ze skóry i tyle samo na kask. Dopiero wtedy można się świetnie bawić na pikniku w Komarówce Podlaskiej.
- Jeżdżę po całej Polsce. Ale Komarówka Podlaska jest jedna. Tu jest szczególna atmosfera i wspaniali ludzie, którzy przyjmują nas, jak członków rodziny - mówi Bartek, który przyjechał na piknik swoim olbrzymim harleyem davidsonem, którego jeszcze niedawno używała amerykańska policja. To cacko kosztowało Bartka 60 tys. zł.
Podziwiane były też najszybsze ścigacze suzuki haybusa, potężne, turystyczne maszyny jak honda gold wing (istny samochód, a nie motocykl). Kosztujące po 80-100 tys. zł. Do tego stroje skórzane warte 5-6 tys. zł i kaski po około 2 tys. zł.
Wśród motocyklistów zauważyliśmy Piotra Frezę z Warszawy, wiceprezydenta chrześcijańskiego Klubu Motocyklowego Boanerges Poland. Powiedział nam, że podczas rozmów z innymi motocyklistami stara się mówić o Chrystusie. - Chcemy dzielić się tym, co sami przeżyliśmy spotykając Boga na naszej drodze. Można przejechać obok niego lub ostro wyhamować i zatrzymać się przed nim - zauważa prezes.
Miejscowi fani motycykli też mieli wielkie święto. Paweł Matejek "Siedem” przyjechał z pobliskiego Brzozowego Kąta na emzetce z 1980 roku. Na głowę włożył niemiecki hełm z czasów II wojny światowej. - Rozbity granatem, długo sklejałem.
Oryginalnym pojazdem trójkołowym wykonanym z "garbusa”, ale wyposażonym w silnik porsche 914 paradował Krzysztof Korszun z Jabłonia. - Budowałem go przez dziesięć lat. A teraz wożę nim ludzi. Nawet do ślubu - podkreśla z dumą.
W nocy dla fanów małych i wielkich motocykli zagrał - jakżeby inaczej - hardrockowy "Mech”.
Głównym organizatorem imprezy, przywsparciu wójta Komarówki, Stanisława Faluszewskiego, był Piotr Babicz "Skóra” z Free Group Panther, który w Przegalinach Małych założył pełnoprawny klub motorowy.