Najpierw sfałszowała legitymację szkolną, potem nie chciała odpracować kary. Teraz odsiaduje trzymiesięczny wyrok.
Miała 17 lat i aby wejść do warszawskiej dyskoteki, w dacie urodzenia rok 1989 przerobiła na 1988. - Łatwo było dorysować brzuszek - Żaneta O. z Białej Podlaskiej wspomina wydarzenia sprzed niemal dwóch lat.
Wpadła, gdy policjanci wylegitymowali ją za zakłócanie ciszy nocnej. Sprawa trafiła do prokuratury, potem do sądu. Wyrok: prace społeczne w biurze zakładu komunalnego. 18 godzin miesięcznie przez pół roku.
- Przez godzinę przybijałam pieczątki, a przez pięć godzin siedziałam przy biurku i piłam herbatę - mówi dziewczyna. - Myślałam, że nikomu nie będzie przeszkadzało, jeśli następnego dnia nie przyjdę.
Przeliczyła się. Za unikanie kary pod koniec tegorocznych wakacji ponownie stanęła przed sądem. Sędzia uznał, że grzywna nie będzie odpowiednią karą, bo zapłaci nie Żaneta, ale jej rodzice. Wyrok brzmiał: 90 dni aresztu.
- Życie pogięło mi się dziwnie. Akurat miałam iść w połowie września do liceum dla dorosłych w Międzyrzecu Podlaskim, kiedy w domu zjawili się policjanci. Trafiłam do Zakładu Karnego w Nisku - opowiada.
Dla matki Żanety to był wstrząs. - W ciągu jednego roku zginął w wypadku jej syn, a potem zmarł mąż - wspomina sąsiadka. - A teraz córka w więzieniu. To dlatego że dziewczyna wpadła w złe towarzystwo…
- Boję się o córkę. Chciałabym, by wreszcie była na wolności - płacze Kazimiera O. Rodzina dziewczyny stara się o zamianę kary więzienia na grzywnę. Na razie bezskutecznie.
Henryk Zacharuk, dyrektor bialskiej szkoły, do której chodziła kiedyś dziewczyna: Dziwi mnie bezwzględna kara więzienia.
- Trudno mieć pretensje do sądu. Trudno też mówić o naruszeniu praw człowieka - mówi dr Piotr Kładoczny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. - Nie miała ochoty pracować w ramach ograniczenia wolności, to sądowi pozostało przeliczyć karę na więzienie. Bo żeby była kara grzywny, muszą być dochody z pracy.
Policja odnotowała, że kiedy Żaneta była niepełnoletnia, zatrzymywano ją nietrzeźwą i po ucieczkach z domu. Miała kuratora. Nie pomogło.
Współpraca
Bartłomiej Pucko, Nowiny