Niepełnosprawny bialczanin narzeka, że z pogorzeliska jego domu giną stare maszyny i metalowe części. Okazało się, że to inspektor nadzoru budowlanego kazał natychmiast uprzątnąć ten teren.
Dodaje, że z kilkudziesięcioletniej przyczepy zginęły ciężkie łańcuchy, a z kilku kół zostały wycięte felgi.
– Wywieźli też stary kultywator, brony i fragment karoserii wołgi. Wyrwali słupek z bramy, zdarli elewację z sąsiedniego domu i narożnik innego budynku. Nie patrzyli na straty – narzeka poszkodowany.
W połowie kwietnia pożar strawił znaczną cześć budynku przy ul. Narutowicza. Policja nie wykryła, by doszło tam do podpalenia. I zaproponowała prokuraturze umorzenie postępowania. Na placu obok pogorzeliska został potworny bałagan.
Prezes Bialskich Wodociągów i Kanalizacji "Wod-Kan” podkreśla, że nieruchomość z pogorzeliskiem należy do kilku współwłaścicieli, w tym również kierowanej przez niego spółki.
– Pan Czarnecki mógł mieszkać w tym domu dożywotnio, tak było uzgodnione w umowie. Nie jest to jednak jego nieruchomość. Po pożarze otrzymał lokal zastępczy z Urzędu Miasta – wyjaśnia prezes Zygmunt Król. – Inspektor nadzoru budowlanego nakazał nam natychmiastową rozbiórkę resztek spalonego domu. Zleciliśmy to Komunalnemu Gospodarstwu Pomocniczemu.
Bialski inspektor nadzoru budowlanego potwierdza, że wydał decyzję o natychmiastowej wykonalności rozbiórki pogorzeliska.
– Pan Czarnecki był na oględzinach. Na pogorzelisku było mnóstwo śmieci i nazbieranych przez starszego mężczyznę zniszczonych ubrań. Ten bałagan zagrażał innym budynkom – stwierdza inspektor Jerzy Wójcik.
– My robimy tylko to, co zlecają nam przedstawiciele "Wod-Kan” – zapewnia Zbigniew Leszczyński, zastępca kierownika Komunalnego Gospodarstwa Pomocniczego. – Tam było złomowisko i gruzowisko. Już wywieźliśmy kilka wywrotek, a to nie koniec.
Przyznaje, że jeden z samochodów zahaczył o ścianę budynku. – Skontaktuję się z panem Czarneckim, aby wyjaśnić też sprawę złomu wywożonego z tej posesji – obiecał nam Leszczyński.