Ratownicy medyczni mają więcej obowiązków, przełożonego, który ich nie docenia i problem, czy pacjenci są pod należytą opiekę.
Samodzielna praca w zespole wyjazdowym jest dla każdego ratownika olbrzymim stresem - mówi Waldemar Zdańkowski, przewodniczący Związku Ratowników Medycznych przy WSPRiTS. - Bywają dni, że w bialskich zespołach wyjazdowych jest tylko jeden doktor na dyżurze. Teoretycznie powinniśmy mieć kontakt z lekarzem konsultantem, ale często nie można się do niego dodzwonić. Trafiamy do ciężko chorych, którym nie możemy podać nawet np. morfiny. Nie mamy takich uprawnień - dodaje jeden z ratowników.
- Zdarzają się przypadki, że karetki nie czekają na wezwanie, bo świadczą np. usługi dla szpitali czy innych instytucji. Uważamy, że bezpieczeństwo pacjentów bywa zagrożone - mówi Piotr Stefaniuk, członek Związku Ratowników Medycznych i Rady Pracowniczej WSPRITS, który dodaje, że ratownicy mają poczucie, że dyrektor nie szanuje ich pracy.
Tymczasem inni związkowcy, których większa grupa tworzy Związek Zawodowy Pracowników WSPRiTS dystansują się od problemów kolegów. - Nie ma sensacji. Nie ma żadnej sensacji - komentuje Tomasz Kałuszyński, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników WSPRiTS. Nic dziwnego, bo tylko tych związkowców zaprosił Roman Filip, dyrektor stacji pogotowia do negocjacji płacowych.
- Już uzgodniliśmy, że od 1 lipca pracownicy dostaną podwyżki. Łącznie w tym roku ratownicy dostaną o 300 zł więcej. Jeśli będą jakieś ministerialne pieniądze, to będzie kolejna podwyżka. Nasi ratownicy nie mają gorzej niż pracujący w stacjach w Zamościu, Chełmie i Siedlcach - mówi dyrektor. - Boli mnie, że pracownicy krytykują nasze dodatkowe usługi: że zabezpieczamy imprezy kościelne i sportowe, zarabiamy, świadcząc usługi dla uchodźców i innych grup.
Dyrektor przyznaje jedynie racje ratownikom w jednym: brakuje w bialskim pogotowiu lekarzy. Najbardziej w godzinach 8-15.