Rodzinie Pawlaków z Wisek (gm. Tuczna) spaliło się poddasze domu, który budowali własnymi rękami. Teraz z czwórką dzieci mieszkają w starym drewnianym domu bez łazienki. Zastępcze mieszkanie dostaną od gminy. Ale Pawlakowie chcą odbudować to co zniszczył pożar.
- 12 listopada byliśmy w odwiedzinach u rodziców, bo we wrześniu urodziło nam się czwarte dziecko i chcieliśmy pokazać im wnuka. Gry wróciliśmy mąż rozpalił w kominku. Po pewnym czasie poczuł dym. Poszedł na górę i okazało się że dach się palił. Zaczął lać wodę, ale to niewiele pomagało. Musieliśmy z dziećmi uciekać - opowiada Julia Pawlak. Przyjechała straż. Ale dachu i pomieszczeń na poddaszu nie udało się uratować. - Strażacy stwierdzili że nieprawidłowo eksploatowaliśmy kominek. Ale to nieprawda. Nie paliliśmy śmieci w kominku. Mąż go czyścił. Zabudowa kominka nie ucierpiała. To sam dach zaczął sie palić. Mąż do tej pory nie może dojść do tego jak to się stało - przyznaje matka czwórki dzieci.
Po pożarze Pawlakowie przeprowadzili się do starego drewnianego domu z jednym pokojem i kuchnią, w którym mieszkali zanim wybudowali ten nowy murowany. - Chcemy jednak jak najszybciej uratować nasz dom. Zależy nam na czasie. Bo wszystko jest przykryte plandeką. A jak zacznie sypać śnieg, padać deszcz, wszystko zamarznie i nie będzie czego ratować - obawia się pani Julia. - Znamy rodzinę i ich sytuację. Rodzina jest cały czas pod opieką GOPS, bo państwo Pawlakowie nie pracują. Zaproponowaliśmy im mieszkanie zastępcze w Tucznej, w którym zamieszkają do czasu odbudowania domu- mówi Zygmunt Litwniuk wójt gminy Tuczna.- Wiem też że zbiórkę na rzecz tej rodziny zorganizowała we wsi Wiski sołtys- dodaje wójt.
- Sami budowaliśmy ten budynek, na początku miał służyć nam jako gospodarczy do hodowli ślimaków. Znalazłam nawet klienta z Rosji. Ale weszło embargo i Rosjanin się wycofał. Z planów hodowli wyszły nici. Ale chcieliśmy zapewnić dzieciom lepsze warunki zamieszkania, dlatego mąż zaadaptował budynek na dom mieszkalny. Rodzice pomogli, okna nam kupili. Mój mąż złota rączka, kiedyś miał firmę budowlaną. Sami laliśmy fundamenty - wspomina Pawlak.
Oboje nie pracują. - Mąż ma przepuklinę na kręgosłupie i na 2018 rok ma wyznaczony termin operacji. Ale pracował dorywczo. Ja jestem zarejestrowana w urzędzie pracy. Zajmuję się dziećmi. Właściwie każdą wolną chwilę im poświęcam. Pięcioletnia córka zna cały alfabet. Dzieci są czyste i zadbane, zawsze najedzone - zaznacza pani Julia.
Teraz rodzina Pawlaków zwraca się o pomoc w odbudowie domu. Potrzebne są materiały m.in. blacha, dachówka. - Mieszkańcy Wisek powiedzieli że jak będą materiały to nam pomogą w pracach- podkreśla Pawlak. Firma ubezpieczeniowa nie wypłaci nam nic ponieważ nie mieliśmy przeglądu od kominiarza. Nie wiedzieliśmy że trzeba - przyznaje matka czwórki dzieci. Z rodziną Pawlaków można skontaktować się telefonicznie pod numerem 512790557.