Podczas burzy trzy pisklaki wypadły z gniazda. Rodzina Mańko z Białej Podlaskiej przygarnęła ich do domu. Były ślepe i ledwo opierzone. Karmione muchami i robakami, rosną jak na drożdżach.
Katarzyna Mańko ptasie bobaski wzięła do pracy. – Pisklaczki przez całe 8 godzin pracy, chyba cudem, przetrwały w pudełku. Po południu znalazły się w naszym domu – opowiada dalej pan Jacek.
Wtedy zaczął się prawdziwy wyścig z czasem, bo pisklaki domagały się jedzenia.
– Ani ja, ani żona, ani córka Ewelina, nie wiedzieliśmy, czym je nakarmić – mówi Jacek Mańko. Zaczęło się nerwowe poszukiwania informacji w Internecie, wysłanie maili. Po kilku chwilach, przyszło kilka listów od lekarzy weterynarii, min. z Gdańska, z klubów ornitologicznych. – Dzięki temu wiedzieliśmy, co robić. Ptaszki dostały szansę na drugie życie – dodaje pan Jacek.
Młode jaskółki domagają się jedzenia, co godzinę: między 6 a 21. Gdy rodzice są w pracy, rolę mamy przejmuje córka Ewelina. – Dieta jaskółek to mieszanka tłustego sera, much, owadów, larw połączonych z jajkiem na twardo. Pisklaki piją sporo wody z witaminkami dla papug. Rosną jak na drożdżach. Karmimy je przy pomocy pęsety – opowiada Ewelina, córka państwa Mańko. – Jedyny problem to deficyt much, bo w okolicy naszego lokum kończą się ich zapasy – śmieje się Jacek Mańko.
Jaskółki w nowym domu mają się świetnie. Zmieniły upierzenie i lada dzień zaczną uczyć się fruwać. Niedługo ptaki naucza się latać i odlecą na swoje. – Niebawem, musimy nasze jaskółki zwrócić naturze, po upewnieniu się, że sobie poradzą. Tak w ogóle, to mamy sporo satysfakcji, bo lokalni weterynarze nie dawali szans na przeżycie naszej trójce – kończy Jacek Mańko.
– Prawdopodobnie państwo Mańko zaopiekowali się jaskółką oknówką. Po odchowaniu ptak odleci na swoje – mówi Stanisław Iwańczuk, ornitolog amator z Kraśnika.
Grzegorz Grzywaczewski, ornitolog z Uniwersytetu Przyrodniczego uważa, że państwo Mańko profesjonalnie zajęli się jaskółkami. – Wielkie brawa za takie postępowanie. Oby było więcej takich ludzi – mówi.