Biała Podlaska dostaje miliony złotych dofinansowania. Unijne pieniądze ma wydać na inwestycje. Mogliby je zarobić lokalni wykonawcy, ale miejscowe spółki budowlane i drogowe nie mają pracowników. Pieniądze zarobią obcy.
Irena Ossowska, zastępca dyrektora bialskiego Powiatowego Urzędu Pracy, potwierdza że są kłopoty z namówieniem murarzy i tynkarzy do pracy w bialskich firmach. W czerwcu i lipcu do PUP trafiło 37 ofert pracy w tych zawodach. Urząd zdołał jedynie skierować do pracodawców 12 osób.
- Wezwaliśmy prawie 200 bezrobotnych posiadających kwalifikacje w tych zawodach. Część pokazywała nam zwolnienia lekarskie. Wiele osób w ogóle się nie zgłosiło. Dużo odmawiało podjęcia pracy z powodu oferowanej niskiej płacy. Zazwyczaj pracodawcy chcieli im płacić około 900 zł (brutto) miesięcznie. Nie pomagało, choć dawali nadzieję na dodatkową premię, w przypadku dobrego wywiązywania się z obowiązków. Jedna z miejscowych firm chciała zatrudnić 24 osoby. Tylko jeden kandydat zgodził się tam pójść. Prawie wszyscy wzywani twierdzili, że w pobliżu Warszawy lub za granicą otrzymają o wiele wyższe zarobki. Z powodu tych odmów wykreśliliśmy 50 murarzy z naszego rejestru osób bezrobotnych - wyjaśnia Irena Ossowska.
Nic dziwnego, że w miejsce bialskich firm, wchodzą na rynek bardziej ekspansywne spółki z innych rejonów kraju. To one wygrywają przetargi. Na zatrudnienie tanich miejscowych robotników liczyła firma z woj. mazowieckiego, która wygrała przetarg na remont mostu. Urząd pracy organizował dla niej giełdę, na którą zaprosił 40 osób. Wykonawca wybrał ośmiu robotników. Zaoferował im po 5 zł netto za godzinę. Od razu uzgodnił pracę w soboty i w wydłużonym czasie każdego dnia roboczego. Chodzi o skończenie remontu do końca września. Na tę konkretną propozycję z perspektywą trochę wyższych zarobków byli chętni.