W noc sylwestrową Rafał Łuba konał na drodze przez ponad godzinę. Nie doczekał się karetki z odległego zaledwie o 6 kilometrów Międzyrzeca.
- A najgorsze jest to, że mógł przeżyć - podkreśla Jerzy Łuba, ojciec Rafała. - Gdyby wszystkie służby zadziałały, jak należy.
Rafał witał Nowy Rok u kolegi, na drugim końcu Wygnanki - wsi, w której mieszkał. Wyszedł od niego tuż po północy. Na drodze potrącił go samochód. - Pojazd przez prawie 200 metrów ciągnął go za sobą - mówi Dariusz Łukasiak z policji w Radzyniu Podlaskim.
Sprawca zbiegł z miejsca wypadku. Od tygodnia szuka go cała radzyńska komenda. Wczoraj funkcjonariusze znowu pojawili się w Wygnance. Pytali o ciemny samochód terenowy. Prawdopodobnie to on potrącił Rafała.
Chłopaka leżącego na drodze zauważyli Dorota i Stanisław Biernaccy z Wygnanki. Tuż po godz. 1 wracali z sylwestra u rodziców. - Natychmiast zadzwoniłem na numer 112 - opowiada pan Stanisław. - Zgłosiła się policja z pobliskiego Międzyrzeca. Poprosiliśmy o natychmiastowe wezwanie karetki, bo na ulicy kona człowiek.
Mijały kolejne minuty, a pogotowie nie przyjeżdżało. - Co chwilę dzwoniliśmy pod 112. Bez skutku - tłumaczy pani Dorota.
- Nie było wtedy żadnej wolnej karetki - twierdzi Dariusz Kacik, zastępca dyrektora Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego w Białej Podlaskiej. - 15 zespołów ratowniczych, którymi dysponujemy, musi wystarczyć na cztery powiaty. Między godz. 1 a 2 wszystkie były w rozjazdach.
Po kolejnych telefonach Biernackiego, o godz. 1.33, dyspozytor pogotowia poprosił o pomoc policję. Policjanci pojawili się w Wygnance 10 minut później.
- A stan Rafała był coraz gorszy - zaznacza Biernacki. - Zaczął tracić oddech. Razem z policjantem musieliśmy go reanimować.
- O godz. 2.04 nasz dyspozytor otrzymał telefon od policjanta z miejsca zdarzenia, że stan rannego jest krytyczny - wyjaśnia Kacik. - Natychmiast wysłaliśmy tam karetkę, która chwilę wcześniej przywiozła do szpitala w Międzyrzecu nieprzytomne dziecko.
Pogotowie dojechało go Wygnanki o godz. 2.16. Lekarz stwierdził zgon chłopaka.
Mieszkańcy wsi nie mają wątpliwości, że Rafał mógł przeżyć, gdyby pogotowie przyjechało na czas. - Utrzymywaliśmy go przy życiu przez 45 minut - podkreśla Stanisław Biernacki. - Dłużej się nie dało.
Okoliczności całego zajścia bada radzyńska prokuratura. - Prowadzimy postępowanie wyjaśniające w kierunku spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Wszystkie inne wątki, m.in. reakcja pogotowia, też będą sprawdzone - zapowiada Marzena Wojtuń, zastępca prokuratora rejonowego w Radzyniu. Śledczy czekają też na wyniki sekcji zwłok chłopaka. Te mają być znane jeszcze w styczniu.