Na półtora roku więzienia w zawieszeniu na 3 lata skazał wczoraj sąd kobietę, która w trakcie nauki jazdy spowodowała wypadek. Zginęły dwie osoby. Za kratki pójdzie instruktor.
Dwa lata temu robiła kurs prawa jazdy w Radzyniu. Zdała egzamin teoretyczny, ale oblała jazdę. W listopadzie 2007 r. dokupiła dodatkowe lekcje.
– Trafiłam na pierwszy atak zimy. Spadł śnieg, wiał silny wiatr – opowiada pani Mirosława. W Rzeczycy (pow. bialski) straciła panowanie nad samochodem. Jej "elka”, nissan micra zderzyła się z fiatem seicento. Pasażerka fiata zginęła na miejscu. Pasażerka nissana, druga kursantka, zmarła w szpitalu.
Sąd uznał, że winę ponoszą i kursantka, i instruktor. – Polskie prawo nie wyłącza z odpowiedzialności prawnej osoby kierującej samochodem pod nadzorem instruktora – podkreślał sędzia Stanisław Tarnowski. – Inny jest stopień ich winy.
Uzasadniał, że Mirosława D. jechała ze zbyt dużą prędkością (64 km/h – red.), niedostosowaną do warunków atmosferycznych i stanu drogi. – Instruktor nie miał możliwości wyprowadzenia auta z poślizgu, jednak gdyby zawczasu zwrócił uwagę na prędkość, mogłoby nie dojść do tragedii – dodał.
Obwinił też instruktora o to, że dopuścił do jazdy po śniegu samochód z letnimi oponami i skazał go na 2,5 roku więzienia (bez zawieszenia), zakaz prowadzenia jakichkolwiek pojazdów przez 3 lata i tak samo długi zakaz pracy w zawodzie.
Mirosława D. usłyszała wyrok 1,5 roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata i 3 tys. zł grzywny.
Maria Maleska, adwokat kursantki, natychmiast zapowiedziała, że złoży apelację. Będzie domagała się, by odpowiedzialność poniosła także szkoła jazdy. – To jej właściciele dopuścili do ruchu w złych warunkach pogodowych pojazd z letnimi oponami – podkreśla mec. Maleska.
– Był dopiero pierwszy śnieg – broni się Mieczysław Błażewicz, współwłaściciel szkoły jazdy. A jego wspólnik Kazimierz Domański podkreśla, że auto było sprawne, a opony miały bieżnik zgodny z normą. – Prawo nie nakazuje wymieniania opon z letnich na zimowe – zauważa Domański.
Jednak zdaniem Pawła Mazura, właściciela jednej z lubelskich szkół jazdy, letnie opony w taką pogodę to wyraźne zaniedbanie szkoły.
– A instruktor jest w pełni odpowiedzialny za to, co dzieje się w samochodzie. Kursant, wsiadając do auta, w pełni mu ufa. Nie powinien ponosić żadnej odpowiedzialności – uważa Mazur.
Waldemar Czerniak, prezes PZMoT w Lublinie:
- Wydaje mi się, że sąd posunął się za daleko. Trudno bowiem traktować kursanta jako pełnoprawnego uczestnika ruchu drogowego i skazywać za brak doświadczenia.
Internauci komentują:
Gość: Oczywiście, że wyrok jest niesprawiedliwy. To nie wina kobiety, że instruktor zaniedbał swoje obowiązki i pozwolił jej na prowadzenie auta, wiedząc, że jest do tego nieprzygotowana.
Gość3: Nie ma co porównywać umiejętności osoby, która dopiero uczy się prowadzić auto i osoby, która potrafi jeździć.