Przez teren trzech powiatów – siedleckiego, łukowskiego i radzyńskiego – trwał w niedzielę pościg za kierowcą, który nie zatrzymali się do kontroli drogowej. Policjanci musieli użyć broni. Uciekinierzy zatrzymali się dopiero po uderzeniu samochodem w drzewo.
Uciekające przez Łuków mitsubishi jechało grubo ponad „setkę”. Na jednej z ulic policjanci, tym razem łukowscy, po raz kolejny usiłowali zatrzymać uciekinierów. Omal nie doszło do tragedii.
– Na ulicy Farfak staraliśmy się zablokować jezdnię. Zobaczyłem ścigany przez radiowóz samochód. Jechał wprost na nas. Kolega w ostatniej chwili zdołał odskoczyć, w momencie kiedy kierujący mitsubishi usiłował go przejechać. Oddałem strzał w kierunku auta. Strzelałem w lewe koło – relacjonuje sierż. sztab. Andrzej Czerski.
Pocisk nie trafił w cel. Pościg trwał nadal. Kolejną zaporą były zamknięte specjalnie szlabany na przejeździe kolejowym. Uciekający staranował je. Drewniane odłamki uszkodziły policyjny radiowóz, który mimo to kontynuował pościg.
Uciekający skierowali się w kierunku Radzynia podlaskiego. – W Ulanie Majoracie skręcili w kierunku Woli Osowińskiej. Po przejechaniu kilku kilometrów samochód uderzył w drzewo – informuje podinsp. Bibianna Bortacka, rzecznik prasowy KWP w Lublinie.
Policjanci, którzy przez cały czas siedzieli uciekinierom na „ogonie” zauważyli, jak z rozbitego samochodu wybiegło trzech mężczyzn. Dwaj zdołali uciec. W środku pozostał jeden. Był lekko ranny. – Twierdzi, że był tylko pasażerem. Miał 0,34 promila. Trwają poszukiwania pozostałych mężczyzn – mówi B. Borkowska.
W niedzielę rano na policję zgłosił się właściciel mitsubishi. Twierdzi, że auto pożyczył znajomym.