O małej Zosi z domu dziecka, która miała być zaniedbywana przez pielęgniarki łukowskiego szpitala, piszemy od kilku dni. W placówce trwa kontrola NFZ i krajowego konsultanta w dziedzinie pediatrii prof. Teresy Jackowskiej.
• W środę odbyła się konfrontacja rodziców z pielęgniarkami. Jakie są jej efekty?
- Rodzice wytypowali dwie pielęgniarki z osiemnastu. Jednej z nich zarzucili, że nie chciała im podać numeru telefonu do mnie. Drugiej, że nie reagowała na ich sugestie dotyczące leczenia dziecka. Kiedy spytałem, jak długo nie reagowała, odpowiedzieli, że do 30 minut. Jedna z tych pielęgniarek była na takiej konfrontacji dzień wcześniej. Wtedy rodzice powiedzieli, że nie mają do niej zarzutów. Dzień później zmienili zdanie.
• Czy wyciągnie Pan konsekwencje wobec tych pielęgniarek?
- Wydałem polecenie, by na piśmie ustosunkowały się do zarzutów. Kolejne decyzje podejmę, jak tylko to zrobią. Wszystko przekażę prokuraturze.
• Na filmach nagranych przez rodziców widać, że Zosia jest cała w odchodach.
- Była taka sytuacja. Wyglądała tak: rodzice zawiadomili o tym pielęgniarkę, ta odpowiedziała, że za chwilę przyjdzie, bo musi podać leki innym pacjentom. W tym czasie rodzice sami umyli Zosię. Nie było tak, że dziecko leżało w odchodach przez sześć godzin, jak podają niektórzy.
• To dlaczego rodzice uważają, że pielęgniarki zaniedbywały dziewczynkę? Jaki mają w tym interes
- Wyjaśniamy tę sprawę, ale to wszystko może mieć drugie dno.
• Jakie?
- Jest pewien fakt, ale najpierw będę chciał przedstawić go prokuraturze. Mogę jedynie powiedzieć, że zgłosiła się do nas matka jednego z dzieci, które wówczas leżało w naszym szpitalu. Ona zaprzecza, że dochodziło do takich sytuacji.
TVP/x-news