Rafał Szabelski z Kropiwek dostał w spadku po babce działkę z drewnianym domem. Pod płaszczykiem remontu zaczął mieszkanie obudowywać pustakami. Tak doradzili mu znajomi. Posłuchał i ma kłopoty. Bo według prawa nie remontował starego domu, ale nielegalnie budował nowy.
Sprawa się wydała, bo ktoś o poczynaniach rolnika powiadomił nadzór budowlany. - Sprawę pana Szabelskiego znamy z anonimu - przyznaje Bożena Siatka, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Parczewie. - Dostaliśmy kilka zdjęć z kolejnymi etapami budowy. Na przykład na jednym z nich widać, jak zalewa fundamenty. Mimo że nie miał zezwolenia na budowę. Nawet nie zgłosił w starostwie, że planuje przeprowadzić remont.
W tej sytuacji inspektor wytłumaczył, na czym polegał błąd i zażądał od rolnika decyzji o warunkach zabudowy. Pan Rafał wystąpił więc do gminy o decyzję. Z dokumentem udał się do inspektora.
- Decyzja okazała się mało ważna, bo teraz inspektor chciał ode mnie planów budynku - tłumaczy zdenerwowany gospodarz. - Wystąpiłem do geodety i architekta o wymierzenie mojej działki i domu. Po kilku tygodniach miałem kompletne plany.
Szabelski liczył, że problemy ma już za sobą. Miał wszystko, co potrzebne do zalegalizowania budowy. Po raz kolejny odwiedził inspektora. Okazało się, że nic z tego.
- Jestem młodym rolnikiem, mam dopiero 29 lat, ale z taką sytuacją jeszcze się nie spotkałem - mówi. - W inspektoracie w Parczewie powiedzieli mi, że budynek musi na chwilę zniknąć. Wtedy dopiero dostanę ostatni potrzebny dokument, czyli pozwolenie na budowę. Odwołałem się do Wojewódzkiego Inspektoratu Budowlanego. Ten decyzję inspektora powiatowego podtrzymał. Odwołałem się do samego prezydenta RP. Minęły już dwa miesiące, ale żadnej odpowiedzi nie dostałem.
Bożena Siatka twierdzi, że w tej sytuacji nie można uniknąć rozbiórki. - Teraz rolnik musi rozebrać budynek, inaczej nie dostanie zgody na budowę. A pozwolenie wydaje starostwo, a nie my. I dotąd będzie odmawiało, dopóki my nie potwierdzimy rozbiórki budynku.
Szabelski chciał się odwołać do sądu administracyjnego w Lublinie, ale architekt powiedział mu, że takie sprawy ciągną się latami, a dokumenty, które ma, są ważne tylko dwanaście miesięcy. Pan Rafał dostał od inspektora inną propozycję legalizacji budynku. Musiałby zapłacić karę w wysokości 50 tysięcy złotych.