Panią Zofię Osińską, najstarszą bialską sybiraczkę, spotkaliśmy wczoraj na uroczystościach Dnia Sybiraka. Jej bracia byli w AK.
- Był rok 1944. Kaci z NKWD przyszli nocą i kazali się ubierać. Bili po twarzach - opowiadała wczoraj 96-letnia Zofia Osińska. - Przeszliśmy swoją drogę krzyżową w więzieniach w Grodnie, obozie więziennym w Orszy i łagrach Komi. Ja byłam na zesłaniu do stycznia 1949 roku, a siostra Józefa aż do grudnia 1953.
Swoją historię opowiedziała też Leokadia Siliwon z Janowa Podlaskiego, dziś emerytowana nauczycielka. Jej gehenna rozpoczęła się w czerwcu 1953 r., gdy została wywieziona na południe Kazachstanu. - Zabrano mnie ze sklepiku w Wołożynie. Miałam kułackie pochodzenie. Trafiłam do Czapajewska koło Kujbyszewa. Bez rodziny. Najgorsze były srogie zimy i głód. Kiedyś, gdy oczyszczałam kanał, osypała się na mnie ziemia. W ostatniej chwili odkopali mnie towarzysze niedoli - wspominała.
Szeregi Związku Sybiraków szybko topnieją. Kilkanaście lat temu bialski oddział liczył prawie 540 członków. Przed dwoma laty już tylko 120. Tyle samo jest dziś, ale do bialskiej organizacji przyłączono sybiraków z Międzyrzeca Podlaskiego i Radzynia Podlaskiego. Na wczorajsze uroczystości przybyła ich tylko garstka.
- Wykruszamy się. W Radzyniu trzeba było nawet rozwiązać koło - przyznaje Izabela Czerwińska, sekretarz oddziału w Białej Podlaskiej. - Dopiero w ostatnich latach poprawił się nasz byt dzięki świadczeniom kombatanckim i możliwości uzyskania przez niektóre osoby statusu inwalidy represjonowanego.
Izabela Czerwińska została sybiraczką, gdy miała siedem miesięcy. W 1940 r. wywieziono ją z rodziną z Brześcia w głąb Kazachstanu. Wrócili po 6 latach. Wysiedli w Białej Podlaskiej z pociągu jadącego do Szczecina. Osiedlili się w mieście nad Krzną, niedaleko ich kresów.
Dziś do Związku Sybiraków trafiają dzieci zesłańców. Jak np. Tadeusz Łazowski, starosta bialski oraz Jerzy Nowachowicz, kierownik kina "Merkury”. - Niemal cała moja rodzina była w AK. W 1944 r. wywieziono za Bug mojego ojca Jana i dziadka Józefa. Przez lata musiałem pisać w życiorysach, że "zginęli w zawierusze wojennej” - mówi Nowachowicz.
Kiedy już można było otwarcie mówić o przeszłości, napisał do prezydenta Gorbaczowa list z prośbą o wskazanie miejsca śmierci ojca. Rosyjski prokurator odpisał tylko, że zginął i został pochowany w Witebsku.