Orzeczenie o upadłości Zakładu Włókienniczego Biawena
w Białej Podlaskiej nastąpiło dokładnie w 30-lecie powstania tego "sztandarowego zakładu” PRL. W latach siedemdziesiątych
i osiemdziesiątych był dumą komunistycznych przywódców.
Biawena eksportowała swoje wyroby głównie do ZSSR, a także do Austrii, Kanady, Kuwejtu, Iraku, Syrii i Jordanii. Posiadała imponującą w dawnych czasach tzw. bazę socjalną oraz rozsławiający Białą Podlaską na kilku kontynentach swój zespół pieśni i tańca. Przez trzy dekady była największym zakładem produkcyjnym w grodzie nad Krzną.
- Obecnie Biawena ma największe w kraju zatrudnienie spośród wszystkich firm przemysłu wełnianego - mówi Grzegorz Jakubowski, prezes Biaweny. W Łodzi pozostały ostatnie dwa zakłady posiadające 200 i 180 pracowników.
Długi przewyższają wartość majątku
Sąd Gospodarczy orzeczenie o upadłości ogłosił w ubiegłym tygodniu. Z wnioskiem wystąpili więc zarząd Biaweny oraz radzyński oddział Zakładu Ubezpieczeń Społecznych - największy wierzyciel. Wraz z odsetkami bialskie przedsiębiorstwo jest mu winne ponad 7 mln zł. Spółka rozporządza majątkiem wartości ponad 12 mln, a jej zobowiązania wynoszą blisko 17 mln zł. Syndykiem został Zbigniew Chudzik z Siedlec, który już 5 października przejął masę upadłościową. - Mam nadzieję, że ktoś kupi całą firmę - mówi Barbara Sacewicz, sędzia komisarz likwidowanego zakładu.
Nieudana próba ratunku
W ubiegłym roku bialska spółka pozyskała korzystne zamówienia na produkcję usługową tkanin płaszczowych do Rosji. Wysyła ich tam nawet obecnie dużo. Kontrakty są ważne do 2003 roku. Rosyjski odbiorca tkanin był nawet zainteresowany kupnem akcji spółki. We wrześniu 2000 roku kilku Białorusinów kupiło 21% akcji spółki. Próba podniesienia kapitału jednak nie powiodła się.
- Na początku roku rozmawialiśmy z nowymi udziałowcami, aby podnieśli kapitał akcyjny. Chociaż złożyli oni wstępną deklarację, to jednak w kwietniu na posiedzeniu akcjonariuszy nie została przyjęta uchwała proponowana przez zarząd. Nie było zatem możliwe zawarcie z ZUS - największym wierzycielem spółki - przygotowywanego wcześniej układu dotyczącego zadłużenia wynoszącego z odsetkami ponad 7 mln zł.
Cięcia zostały dla syndyka
Ostatnie lata to zwijanie fabryki. - W ramach programu restrukturyzacji zwolniliśmy połowę załogi, sprzedaliśmy znaczną część majątku nieprodukcyjnego, który był dla spółki zbędny. Początkowo sytuacja poprawiała się. Kiedy w 1989 roku strata wyniosła 5 mln zł, to już w połowie 2000 roku pojawił się zysk. Wskutek braku popytu w kraju na tkaniny ubraniowe przyszło całkowite załamanie produkcji. Trudno było płacić ponad 40-procentowe odsetki karne. Gdyby koniunktura była inna, z pewnością byśmy przetrwali. Nie cięliśmy na siłę stanu załogi. Niech uczyni to syndyk... - mówi prezes Jakubowski.
Mało wartościowa fabryka
Istnieją duże kłopoty z określeniem wartości maszyn zakładu. Część ich pochodzi z lat 1969-71, a wiele z lat 1982-89. Ich wartość księgowa wynosi zero. Na rynku jednak 186 biawenowskich krosien ma znaczącą wartość. Nowe krosno kosztuje obecnie ok. 1 mln zł, a stare 7-9 tys. zł. Podobnie jest z 13 zespołami zgrzewnymi (nowy ma cenę ok. 2 mln zł). Ponadto po olbrzymim biurowcu, który został "skoncentrowany” w części budynku pozostało 40 małych pomieszczeń ze starymi meblami (niektóre liczą prawie 30 lat) i ok. 30 komputerami sprzed kilku lat (niektóre z lat 1992-93). Syndyk będzie musiał się zastanowić jak można to sprzedać. I komu...
Upadłość podczas produkcji
Zarząd liczy na restrukturyzację firmy w warunkach upadłości. Teraz nabyciem bialskiego zakładu zainteresowany jest jeden z jego największych włoskich partnerów, który utrzymuje kontakty z Białą Podlaską od 10 lat. Czy na działanie syndyka zareaguje ta duża firma włoska?
- Wystąpienie o upadłość zakładu, to przemyślana decyzja zarządu. Chodzi o to, aby stało się to podczas trwającej produkcji, aby zakład był "w ruchu”. Staraliśmy się, aby nie pozostawić po sobie ruiny, w której odcięte są energia, ciepło i telefony - wyjaśnia prezes. Wiceprezes ZW Józef Klepacki powiedział nam, że liczy na utrzymanie produkcji. Część ludzi musi odejść, ale dla wielu pracowników nadzieja związana jest z inwestorem włoskim, który niewątpliwie utrzyma zapotrzebowanie na usługi.