Gmina Drelów może być kolejną na liście, gdzie samorząd zdecyduje się na uspołecznienie nierentownych placówek. Z takiej alternatywy korzysta coraz więcej gmin, mających problemy z utrzymaniem szkół.
W obecnej chwili samorząd utrzymuje dwie placówki, które z roku na rok tracą rację bytu. – Na likwidacji szkół w Łózkach i Witorożu gmina mogłaby zaoszczędzić 130 tysięcy rocznie – wylicza wójt. Oszczędności tych nie może jednak poczynić. – Zobowiązałem się do togo obietnicą wyborczą, że za mojej kadencji z gminnej mapy nie zniknie ani jedna szkoła – przyznaje P. Kazimierski.
Dlatego coraz atrakcyjniejszym dla gminy Drelów pomysłem jest tworzenie szkół społecznych. Zdaniem wójta szczególnie predestynowana do takich przekształceń jest filia w Łózkach. – To bardzo dobrze prowadzona szkoła – twierdzi Kazimierski. – Swoje funkcjonowanie w dużej mierze zawdzięcza pracy rodziców. A szkoły społeczne prowadzą głównie właśnie środowiska lokalne.
Wójtowie, którzy już skorzystali z takiego rozwiązania oszczędzili nie tylko spore pieniądze, ale także uchronili się przed społecznym niezadowoleniem towarzyszącym zamykaniu szkół.
W gminie Borki, na zasadach szkół społecznych, już czwarty rok działają dwie filie z klasami 0-3. – Nasze wydatki na te placówki zmniejszyły się o 40 procent – mówi wójt Henryk Mateusiak. – Były to najdroższe i najmniej liczebne placówki szkolne w gminie. Chcąc uniknąć niesnasek związanych z ich likwidacją, zdecydowaliśmy się przekazać je społecznościom lokalnym
Wójt Mateusiak jest zadowolony z podjętej decyzji. Rodzice się nie skarżą, sami dbają o budynki, więc pomysł był chyba trafiony.
Podobne zdanie ma wójt Komarówki Podlaskiej. Tam, rok temu, uspołeczniono trzy filie. – W gminnej kasie zostaje rocznie ponad 100 tysięcy złotych, a dzieci z klas 0-3 nie zostały wyrwane ze swego środowiska – podsumowuje Stanisław Faluszewski.