Dwaj pracownicy bioelektrowni w Uhninie zginęli przez niedbalstwo przełożonych. Tak uznał Sąd Rejonowy w Radzyniu Podlaskim i skazał szefów firmy na kary więzienia w zawieszeniu. Wyrok nie jest prawomocny.
Biegli ocenili, że mężczyźni zmarli, bo nie mieli czym oddychać. W powietrzu brakowało tlenu, a jednocześnie znacznie wzrosło stężenie dwutlenku węgla i siarkowodoru. Gazy wydobywały się z oczyszczonego odpływu i gromadziły na dnie studzienki. Młodzi mężczyźni pracowali bez odpowiednich zabezpieczeń. Śledczy uznali, że winnymi zaniedbań są ich przełożeni.
- Dwoje oskarżonych sąd uznał za winnych nieumyślnego spowodowania śmierci, na skutek zaniedbania obowiązków - wyjaśnia sędzia Artur Ozimek, rzecznik Sądu Okręgowego w Lublinie.
57-letni Marek P. prezes zarządu Gospodarstwa Rolno-Handlowego "Uhnin” zlecił pracownikom niebezpieczne zadanie, chociaż nie byli oni odpowiednio przeszkoleni. Nie zapewnił też mężczyznom niezbędnego sprzętu ochronnego. Marek P. został skazany na 2 lata więzienia w zawieszeniu na 4 oraz 20 tys. zł grzywny.
Wyrok usłyszała również 30-letnia Wioletta D., zaopatrzeniowiec z bioelektrowni. Kobieta przekazała pracownikom polecenie prezesa i miała nadzorować pracę. Została skazana na półtora roku więzienia w zawieszeniu na 3 lata oraz 3 tys. zł grzywny. Wioletta D. i Marek P. muszą również zapłacić po 25 tys. zł na rzecz rodzin ofiar.
W procesie odpowiadał także 38-letni Krzysztof G. z zarządu bioelektrowni. Mężczyzna został skazany za niedopełnienie obowiązków, czym naraził pracowników na utratę życia. Dopuścił do sytuacji, w której ludzie bez odpowiednich kwalifikacji zajmowali się obsługą instalacji. Mężczyzna został skazany na rok więzienia w zawieszeniu na 3 lata oraz 5 tys. zł grzywny.
Za podobne przewinienie odpowiadał 29-letni Tomasz R., kierownik biogazowni. Mężczyzna również usłyszał wyrok roku więzienia w zawieszeniu na 3 lata. Sąd wymierzył mu za to niższą grzywnę - 2000 zł.
Oskarżeni nie przyznawali się do winy. Markowi P. i jego podwładnej groziło nawet do 5 lat więzienia.