Lesław Krok, mieszkaniec noclegowni przy ulicy Narutowicza w Białej Podlaskiej rozpoczął w poniedziałek protest głodowy. W środę nas o tym powiadomił. - Dostaję trochę zupy, kawałek chleba i kiełbasy. I to ma wystarczyć na cały dzień. Będę pił tylko gorzką herbatę dotąd, aż ktoś nie zareaguje - zapowiedział w naszej obecności.
Okazuje się, że krzyż pański mają z tym człowiekiem pracownicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Kiedy odwiedzili go, aby sprawdzić sytuację, nie chciał rozmawiać. Chętnie natomiast zwierza się prasie. - Ma czysto, ciepło, dostaje ubranie i dodatkowy prowiant, ale ciągle jest niezadowolony - mówi Jarosława Semeniuk z Polskiego Komitetu Pomocy Społecznej, który sprawuje pieczę nad noclegownią. Podopieczny jest traktowany lepiej niż inni ze względu na chorobę. Pozwolono mu przebywać w noclegowni całą dobę. Pracownica przynosi mu posiłki ze stołówki. Nie pozostawiono go samego sobie. A dodatkowy prowiant, konserwy, schował przed nami.
- Proszę też, aby moim dwóm współmieszkańcom pozwolono zostawać na dzień w noclegowni, przynajmniej w sobotę i niedzielę. Jest mróz i nie mają się gdzie podziać - zwrócił się za naszym pośrednictwem do władz L. Krok. To życzenie nie będzie jednak spełnione. - Noclegownia nie jest schroniskiem - odpowiedział nam Rudolf Somerlik, dyrektor gabinetu prezydenta Białej Podlaskiej. Mieszkańcy noclegowni zwiedli zaufanie swoich opiekunów. Kiedy pozwolono im zostawać w okresie świąt, z pomieszczeń znikło wszystko, co tylko dało się sprzedać.