Wczoraj upłynął termin przyjmowania wniosków o dofinansowanie od samorządów gminnych w ramach programu dożywiania dzieci w szkołach. Okazuje się, że w myśl nowych regulacji najbardziej zyskają w tym roku te gminy, które dotychczas nie prowadziły stołówek w szkołach.
- W całej gminie mieliśmy tylko jedną stołówkę w szkole w Trzebieszowie, w trzech innych szkołach były tylko punkty żywienia, gdzie podawano dzieciom bułeczki i herbatę, a w pozostałych szkołach nie było niczego. Teraz tam, gdzie były punkty dożywiania, będziemy się starać otwierać stołówki korzystając z możliwości, jakie daje nam program - mówi Krzysztof Woliński, wójt Trzebieszowa.
Gmina Trzebieszów chce serwować dzieciom darmowe pierwsze danie, za drugie danie mieliby już płacić rodzice. - Negocjujemy z jedną z prywatnych firm kwestię drugiego dania. Jedzenie będziemy dowozić do szkół, by nie zatrudniać kucharek, program nie przewidział dotowania ich zarobków - tłumaczy wójt Woliński.
Urzędników w Ministerstwie Pracy i Spraw Społecznych niewiele to interesuje. - To kto zyska, a kto straci nie jest naszą sprawą i program nie tego dotyczy - uważa Jolanta Łukasik z departamentu spraw społecznych tego resortu.
Dyrektor wydziału spraw społecznych w Lubelskim Urzędzie Wojewódzkim Krzysztof Michałkiewicz powiedział nam, że gminy które będą zakładać nowe stołówki, mogą liczyć tylko na refundację kosztów zakupu naczyń stołowych i kuchennych oraz drobnego sprzętu.
Wójtowie narzekają też na druki wniosków. - Kwestionariusz nie jest jasny, pozwala gminom, które za rządowe pieniądze dopiero będą otwierać stołówki wpisać większe koszty i zyskać refundację a my, którzy zatrudniamy kucharki od lat, możemy wpisać zaledwie połowę tej sumy - mówi wójt K. Goławska.