Uczyła w jednej z puławskich szkół. Jak dziś mówi, są takie chwile, że żałuje tamtych lat i dawnej pracy.
- Jestem z wykształcenia biologiem - wyjaśnia Ewa Sołtycka, właścicielka sklepu z kawą i herbatą oraz drugiego z biżuterią w Puławach. - Nie zdecydowałam się zostać na uczelni, nie chciałam w laboratorium przelewać z próbówki w próbówkę. Wybrałam pracę z młodzieżą. Młodzież wspaniała, ale żyło się nie najlepiej. Od pożyczki do pożyczki. Już wtedy planowałam, jak dorobić parę groszy.
Zastanawiała się, co robić. Co z takim wykształceniem umie i co może wykorzystać. Myślała o handlu.
Klub towarzyski
- Założyłam pierwszą siłownię dla kobiet w Puławach - wspomina. - Interes się rozkręcił, już jakiś grosz z tego był. Konkurencja pojawiła się później, ale nie to zadecydowało, że po kilku latach zamknęłam interes.
Mówi, że za bardzo poszła w układ koleżeński. Przychodzili znajomi i przyjaciele, klienci ściągali swoich przyjaciół i tworzył się klub towarzyski, a nie siłownia, w której obowiązują twarde prawa rynkowe: korzystasz - płacisz.
- A z opłat za media i czynsz nikt mnie nie zwalniał - wyjaśnia. - Nie było innego wyjścia, jak ktoś ma miękkie serce, to musi ponosić konsekwencje. Siłownię zamknęłam.
Włamanie
- Nie mogłam znaleźć dobrego lokalu, w dobrym miejscu - mówi Ewa Sołtycka. - Znalazłam pomieszczenie, ale nie w centrum miasta. Zdecydowałam się na kosmetyki. Niby nic nowego, ale przygotowałam się perfekcyjnie do roli sprzedawcy i doradcy. Tu przydało się moje wykształcenie.
Klientki przychodziły, bo miały zaufanie. Przekonały się do jej fachowości, szukały rady.
- Pewnego ranka obudziłam się niemal jak bankrut - wspomina. - Złodzieje włamali się do sklepu i oczyścili go ze wszystkiego. Nie mogłam się podźwignąć. Zlikwidowałam kosmetyki.
To, co lubi
Znajoma zaproponowała jej maleńki lokal bliżej centrum miasta.
- Pomyślałam - nie, nie mogę się poddać, przecież muszę z tego jakoś wyjść. Wtedy postanowiła wrócić do pomysłu z kawą i herbatą. I ten sklep funkcjonuje już od paru lat.
- Jeśli mam być szczera, to gdyby mi chodziło tylko o pieniądze, to powinnam go dawno zamknąć - mówi z pewną goryczą. - Tu mało kto jest zainteresowany takim towarem. Ludzie wolą pić byle jaką herbatę, byle jaką kawę, nie dlatego, że ich nie stać na kupienie lepszej. Po prostu nie odczuwają takiej potrzeby.
Dodaje jeszcze, że w tym sklepie jest jej dusza, a nie pieniądze. Ale także, że cały czas myśli o jednym - jak przetrwać.
Znów poszukiwanie
Ale rynek się nasycił, a branża w tym roku podupada.
- Od początku nastawiałam się na poważnego odbiorcę. W tej branży liczy się błyskotka, ale ładna, elegancka. Swoją ofertę adresuję do kobiet, które chcą ładnie wyglądać na co dzień, w pracy. Biżuteria musi być elegancka, ale w pewien sposób uniwersalna, powinna pasować do różnych rzeczy.
Tymczasem firmy importerskie nastawiły się na tani towar, często niegustowny, tandetny.
- Obroty mi spadają nie tylko dlatego, że ludzie nie mają pieniędzy, lecz także z powodu braku towaru - twierdzi. - Klientki na nową ofertę poczekają, ale co mam zrobić ja? - pyta.
Ciągle w drodze
- Takich ludzi jak ja jest sporo - uważa Sołtycka. - Nas po prostu nie stać, żeby sklep zlikwidować. Na to trzeba mieć pieniądze, bo trzeba wtedy zapłacić podatki, zwrócić VAT, uregulować od razu mnóstwo spraw, które teraz załatwia się w innych terminach. Ale nie poddaję się. Taką drogę wybrałam i muszę być konsekwentna.