Będzie „Młyn Kultury” jak będą pieniądze. Chełm szuka milionów na remont zrujnowanego budynku.
Za 450 tys. zł miasto kupiło młyn „Michalenki” przy ul. Lubelskiej. Kosztem kolejnych 50 tys. zł ma zostać zamówiona wielobranżowa dokumentacja projektowo-kosztorysowa na rewitalizację budynku. Młyn w przyszłości ma się stać instytucją kultury.
– Ma to być przestrzeń tętniąca życiem, dobrze powiązana funkcjonalnie z otoczeniem, zaprojektowana z poszanowaniem dorobku kulturowego miejsca – mówi Jakub Banaszek prezydent Miasta Chełm. - Zrewitalizowany obiekt ma być unikalny, przyciągać użytkowników oraz turystów i stanowić ważne, rozpoznawalne i akceptowalne społecznie miejsce na kulturalnej mapie miasta i województwa lubelskiego.
Teraz trzeba znaleźć przynajmniej 15 milionów złotych na realizację tych planów.
Nawet w przypadku skorzystania z funduszy norweskich czy pieniędzy Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które zakładają dofinansowanie na poziomie 85 proc. wartości projektu – trzeba sporych kwot.
A miasta ze 150 milionowym długiem nie będzie stać na dokładanie do bieżącej działalności.
Tylko z pobieżnych rachunków wynika, że w miejskiej kulturze najlepiej finansowo wypada kino, które przynosi stały zysk. Chełmian czeka więc poważna dyskusja na temat przeznaczenia „Młyna Kultury”.
Młyn to jeden z najbardziej okazałych budynków w mieście. Chełmianie od stu lat nazywają go młynem Michalenki. Grzegorz Michalenko, polski przedsiębiorca przyjechał do Chełma w 1905 roku, tuż po wojnie rosyjsko-japońskiej. Wcześniej w Wilnie handlował materiałami budowlanymi. To właśnie znajomość branży i spory kapitał pozwoliły Michalence na zakup parceli z kaflarnią przy ówczesnej ulicy Lubelskiej. Chełm, od 1913 roku stolica guberni, intensywnie się rozbudowywał, więc zamówień na piece nie brakowało. Dogodna lokalizacja przy linii kolejowej pozwalała na eksport wyrobów do dalekich zakątków Imperium Rosyjskiego.
Dziś kafle od Michalenki można oglądać np. w chełmskiej szkole przy ul. Reformackiej, gdzie zachowano oryginalne piece.
Już po I wojnie światowej Grzegorz Michalenko postanowił się przebranżowić. Dobudował kaflarni jeszcze jedno piętro i tak powstał „Młyn parowy Michalenki – najnowocześniejszy zakład aż do Wisły” jak reklamował się przedsiębiorca. Interes Michalenko prowadzi ze zmiennym szczęściem – przybywa mu konkurencja w postaci młyna Pommeranza, moce przerobowe ogranicza kryzys końca lat dwudziestych.
W 1932 roku Grzegorz Michalenko umiera. Po jego śmierci firmę prowadzi żona, która z czasem sprzedaje udziały w firmie.
Po II wojnie światowej młyn Michalenki, który był w opłakanym stanie, bo Niemcy wywieźli z niego maszyny i urządzenia, znacjonalizowano. Wszedł w skład Zespołu Młynów i tak dotrwał do 2001 roku, gdy ostatecznie zakład zamknięto. Tylko dzięki uporowi miejskich urzędników nie został zburzony.
– W tych okolicznościach aż się prosi przygotować na cześć Michalenki jakiś plafon lub popiersie – uważa Zbigniew Lubaszewski, który o historii Chełma wie wszystko.