Olbrzymia sterta słomy do produkcji biopaliwa, warta była co najmniej 300 tys. zł. Właściciel jest przekonany, że ktoś ją celowo podpalił. Za wskazanie piromana wyznaczył nagrodę.
Za wiarygodne informacje o podpalaczu można dostać 20 tys. zł. Połowę daje Krzysztof Kościuk, prezes spółki Graf, właściciel firmy, w której składowano słomę. Na drugą połowę nagrody zrzucili się jego pracownicy.
– Skupowaliśmy tę słomę od sierpnia ub. roku, żeby uruchomić produkcję paliwa z biomasy. Bez surowca utrzymanie produkcji stoi pod znakiem zapytania, a pracownicy boją się o pracę. Dlatego zdecydowali się dołożyć do nagrody – mówi Kościuk. – Straciliśmy ponad 2 tys. ton surowca o wartości około 300 tys. zł. To ogromna strata, tym bardziej, że słomy nikt nie chciał ubezpieczyć. A mam jeszcze cztery sterty i nie wiem, czy są bezpieczne.
Pożar wybuchł w nocy ze środy na czwartek. Strażacy przyjechali szybko, ale nie było mowy o uratowaniu słomy. Dlatego ratownicy skupili się na zabezpieczeniu sąsiednich stert i budynków.
– Gaszenie takiego pożaru jest bardzo trudne – mówi Tomasz Ważny z chełmskiej straży pożarnej. – Lepiej pozwolić, by słoma dopaliła się do końca pod kontrolą. Przyczyny pożaru? To wyjaśnia policja, ale raczej nie mamy tu do czynienia z samozapłonem.
Policja mówi niewiele. – Trwa dochodzenie. Na pewno nie obejdzie się bez powołania biegłego. Na wyniki trzeba będzie trochę poczekać – mówi Aneta Wira-Kokłowska, rzecznik chełmskiej policji.
Kościuk jest przekonany, że doszło do podpalenia. – Znaleźliśmy miejsce, gdzie ogrodzenie było wygięte, a na siatce świeże ślady błota – mówi. – Mam nadzieję, że uda się złapać winowajcę, a nagroda w tym pomoże.
Za spowodowanie tak wielkich strat podpalaczowi grozi od roku do 10 lat więzienia. Jednocześnie w takich przypadkach sądy nakazują sprawcom naprawienie szkody.