Jest wyrok w sprawie brutalnego zranienia psa w Chełmie. 21-latek został skazany na 10 miesięcy bezwzględnego pozbawienia wolności. Sąd zasądził także 6-letni zakaz posiadania jakichkolwiek zwierząt. Mężczyzna poniesie także koszta procesu i zapłaci 5 tys. zł nawiązki na rzecz Stowarzyszenia Chełmska Straż Ochrony Zwierząt.
Wyrok zapadł już na drugim posiedzeniu sądu. Bartosz B. wcześniej przyznał się do winy i złożył obszerne wyjaśnienia. Dlatego jeszcze w marcu opuścił areszt, w którym przebywał od chwili zatrzymania. Skorzystał z dobrowolnego poddania się karze i dlatego prokurator przedstawił sędziom wniosek w trybie art. 335, który został rozpatrzony. Wyrok nie jest prawomocny.
Ta sprawa wstrząsnęła Chełmem. W poniedziałek, 20 stycznia 2020 r. właściciel restauracji przy ul. Przechodniej znalazł na schodach do lokalu psa w kałuży krwi. Natychmiast wezwał strażników miejskich, a ci zaalarmowali schronisko dla zwierząt, które zajęło się rannym zwierzęciem.
Pracownicy Chełmskiego Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt dostarczyli psa do gabinetu weterynaryjnego przy ul. Browarnej. Tu zbadano psa, rocznego kundla.
- W toku badania klinicznego u zwierzęcia stwierdzono liczne, głębokie sięgające mięśni i kości rany cięte okolicy nosa, pyska, oczodołów, czaszki, prawej okolicy łokciowej. Pies został znieczulony, wykonano chirurgiczne opracowanie i zszycie ran. Zastosowano leczenie antybiotykowe, przeciwzapalne, przeciwbólowe - napisano w opinii lekarskiej.
Psu w ostatniej chwili uratowano życie. Weterynarz założył psu ponad 100 szwów.
Jeszcze tego samego poniedziałkowego wieczoru do sprawy włączyli się policjanci. Do schroniska zgłosiła się właścicielka zwierzęcia. Policjanci na jej posesji na ul. Zamojskiej znaleźli w kojcu jeszcze jednego psa, który również posiadał obrażenia.
Bartosza B. zatrzymano po kilku dniach. Jak ustalono, był gościem na Zamojskiej, pił alkohol, w nocy wychodził z przyjęcia. Zdenerwowały go szczekające psy w kojcu. Wrócił do stołu, wziął kuchenny nóż i zaczął dźgać psy. Potem, jak gdyby nigdy nic, wrócił do domu i poszedł spać. Był zaskoczony, gdy przyszli po niego policjanci.
Bartosza B. aresztowano. Przebywał za kratkami do marca, bo przyznał się do winy. Teraz te prawie dwa miesiące aresztu zostanie mu zaliczone na poczet wyroku – pozostanie mu jeszcze prawie 8 miesięcy odsiadki.
Wyrok nie jest prawomocny.