Dramatyczna sytuacja w Żółtańcach pod Chełmem. Z powodu braku wolnych karetek pogotowia, do ratowania zagrożonego życia schorowanego mężczyzny wysłano strażaków. Ratownicy w mundurach natychmiast ruszyli na ratunek i zajęli się pacjentem aż do przybycia karetki, którą wezwano z drugiego końca powiatu.
Ciężka sytuacja covidowa sprawia, że ekipy karetek pogotowia ratunkowego mają ręce pełne roboty. Jest więcej zadań, więcej wyjazdów. Czasem po prostu nie ma jak i czym dojechać do chorego wzywającego pomocy.
Tak było w środę, popołudniem, gdy krótko po godz. 16.30 dyspozytor stacji pogotowia w Chełmie otrzymał informację o mężczyźnie, którego znaleziono leżącego w Żółtańcach pod Chełmem. Było groźnie, bo według zgłaszającego, 68-latek nie mógł oddychać. Tymczasem w stacji nie było wolnej karetki – wszyscy ratownicy byli zajęci, a czas naglił. Zapadła więc decyzja o wysłaniu straży pożarnej.
– Jesteśmy odpowiednio wyszkoleni, więc natychmiast została zadysponowana jednostka – mówi brygadier Wojciech Chudoba z chełmskiej straży pożarnej. – Strażacy ruszyli na pomoc poszkodowanemu. Na miejscu zastali leżącego mężczyznę, natychmiast podjęli m.in. resuscytację.
Przez kilkanaście minut strażacy walczyli o życie mężczyzny. Potem dojechało pogotowie ratunkowe, które odwołano aż z oddalonego o kilkanaście kilometrów Siedliszcza.
Jednak mimo wspólnych już działań, 68-latka nie udało się uratować.
To nie pierwsza taka sytuacja, kiedy na terenie Chełma nie było wolnych karetek. W takich sytuacjach do zdarzeń wysyłani są strażacy, którzy, warto zaznaczyć, są przeszkoleni z zakresu kwalifikowanej pierwszej pomocy.