Do tej pory zaledwie jedna trzecia właścicieli nieruchomości nad Jeziorem Białym podpisała umowy na wywóz śmieci. Pozostałych wójt gminy Włodawa chce zmobilizować, przemawiając już nie tyle do ich rozsądku, ale ... kieszeni.
- Mam prawo przypuszczać, że nowe zasady gospodarki odpadami mogły zaskoczyć właścicieli letnisk - mówi Tadeusz Sawicki, wójt gminy. - W końcu jednak wszyscy mieli czas i sposobność, aby się z nimi zapoznać.
Wójt podkreśla, że zgodnie z nowymi zasadami, do niego jako gospodarza terenu należało jedynie stworzenie właścicielom posesji możliwości podpisania umów na wywóz śmieci z jedną z dwóch wyspecjalizowanych firm. Jego zadaniem jest też bieżące kontrolowanie tego systemu.
- Wiemy dokładnie, którzy właściciele zawarli umowy - mówi Sawicki. - Ci, którzy tego nie zrobili, będą się musieli zmobilizować. Jeśli nie, to zrobimy to za nich. W tych słowach kryje się groźba. Oznaczają, że gmina sama zajmie się śmieciami spóźnialskich, ale każe sobie za to słono zapłacić. Opłaty za odbiór śmieci będą pięciokrotnie wyższe niż gdyby właściciel posesji sam podpisał umowę z odpowiednią firmą.
W ten sposób gmina chce wyeliminować zjawisko wzajemnego podrzucania sobie worków ze śmieciami i co gorsza pozostawiania ich w przydrożnych rowach czy w lesie. W czasie sezonu dochodziło wręcz do tego, że przy kontenerach na śmieci wójt sadzał swoich pracowników. Chodziło nie tylko o to, aby pilnowali, by niepowołane osoby nie wrzucały do nich swoich odpadów, ale też przypominali letnikom nowe zasady.
- Przez lata przyzwyczaiłem się, że w ustalonym miejscu stały kontenery, do których mogłem wrzucać śmieci - mówi pan Arkadiusz, właściciel działki nad jeziorem. - Tymczasem już wczesną wiosną stwierdziłem, że ich nie ma i nie będzie. Skoro było dobrze, to po co było to psuć?
Pan Arkadiusz pogodził się z nowymi zasadami i w końcu zawarł umowę ze spółką komunalną. Dlatego tym bardziej denerwują go porzucone worki z odpadami. Uważa, że skoro on się przełamał, to i inni powinni pójść w jego ślady.