Bladym świtem przyjechał po obornik, aby rozrzucić go na polu. Ale kiedy tylko poruszył pryzmę, wyleciały z niej setki os i musiał uciekać. Wezwał na pomoc strażaków, ale okazało się, że ci tylko okleili pryzmę taśmą.
– Chciałem wywieźć obornik na pole. Rano podjechałem ciągnikiem z przyczepą pod pryzmę znajdującą się koło podwórka – opowiada pan Daniel z Horodyszcza-Kolonii pod Chełmem. Kiedy tylko zaczął pracę, okazało się, że w pryzmie kilka gniazd zrobiły sobie osy. – Musiałem się czym prędzej ewakuować, bo mnie zaczęły atakować – relacjonuje.
Żartów nie było, więc na miejscu obok pryzmy z obornikiem rolnik pozostawił nawet ciągnik i przyczepę. Nie wiedząc gdzie szukać pomocy zadzwonił na numer alarmowy. Na miejsce przyjechał zastęp straży pożarnej z Chełma.
– Przyjechali i nic nie zrobili. Ogrodzili tylko kupę gnoju taśmą. Przyczepili ją nawet do mojego ciągnika, który cały czas tam stoi. Nie wiem jak pojadę po jedzenie dla bydła. Jeszcze postraszyli, że nie wiedzą czy wezwanie jest do końca słuszne, ale ostatecznie odpuścili – opowiada rozżalony rolnik.
Pan Daniel dodaje, że strażacy poradzili, aby kupił sobie gaśnicę na osy i szerszenie i spryskał nią gniazda. – A jak ja mam to zrobić, jak nawet nie mam żadnego kombinezonu ochronnego. Mieszkam z ojcem po udarze, jeszcze go osy pogryzą! Za co my płacimy podatki, jak nawet nie chcą pomóc w takiej sytuacji – zżyma się pan Daniel.
Strażacy: interwencje tylko w określonych sytuacjach
– Decyzja dowódcy była właściwa – przekonuje bryg. Wojciech Chudoba, rzecznik Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Chełmie. Jak dodaje, straż pożarna podejmuje podobne interwencje tylko w sytuacjach ściśle określonych. Chodzi o gniazda owadów błonkoskrzydłych (osy, pszczoły, szerszenie), które znajdują się w budynkach, a nie w miejscu takim jak pryzma obornika. Strażacy doradzają, że jeśli rolnik obawia się sam usuwać gniazda, może wynająć specjalistyczną firmę, która się tym zajmuje.