Protestujący domagają się podwyżek, a na te, zdaniem dyrektora Mariusza Chudoby, szpitala po prostu nie stać. - Sytuacja jest patowa - mówi Chudoba. - Lekarze nie przerywają strajku, a ja nie mogę dać im tego, czego się domagają. Pozostaje czekać. Dyrektor dodaje, że w tej sytuacji nie ma mowy o podpisywaniu jakichkolwiek porozumień. - Co z tego, że zapisalibyśmy w dokumencie, że lekarze podwyżki dostaną, skoro nie byłbym w stanie tej obietnicy spełnić - mówi Chudoba. - Zresztą, jest jeszcze inny aspekt. O podwyżki mogliby się upomnieć pozostali pracownicy. Szpital nie ma pieniędzy u siebie, ale też nie bardzo może zdobyć je z innego źródła. Dyrekcja złożyła co prawda wniosek do Urzędu Marszałkowskiego o poręczenie kredytu na 10 mln zł. Jednak, nawet jeśli te pieniądze dostanie, to przeznaczy je na inne cele, nie na podwyżki dla lekarzy. - Musimy spłacić najpierw zobowiązania, które się ciągną za szpitalem - tłumaczy Chudoba. - To m.in. zaległości wynikające z ustawy "203”, odsetki od "203”, ZUS i inne... Tymczasem coraz więcej lekarzy decyduje się na złożenie wypowiedzeń z pracy. Wszystko wskazuje na to, że jeszcze w tym tygodniu trafią na dyrektorskie biurko. Co będzie wtedy z pacjentami?
- Pozostanie jeszcze trzymiesięczny okres wypowiedzenia - mówi Chudoba. - Może przez ten czas znajdziemy rozwiązanie tej sytuacji.
Wobec braku rozwiązania na tę chwilę, lekarze strajk kontynuują. Dobrą wiadomością dla pacjentów może być jedynie to, że w przyszpitalnej przychodni pracuje normalnie nie tylko poradnia onkologiczna, ale także dermatologicz-
na i ortopedyczna, a od dwóch dni również ginekologiczna. (sad)