Zaplanowane na wczoraj przez chełmską prokuraturę przesłuchanie dziennikarki bialskiego tygodnika nie doszło do skutku.
- Prokurator prowadzący sprawę wykonywał inne pilne czynności - wyjaśnia Krzysztof Grzesiuk, szef Prokuratury Rejonowej w Chełmie. - Dlatego przesłuchanie się nie odbyło.
Prokuratorzy chcieli dowiedzieć się od Malczuk, kto wysłał do niej list ze zdjęciem z fotoradaru, na którym uwieczniony został Grzegorz Zadroga, komendant bialskiej policji. Prowadzą śledztwo w sprawie wycieku dokumentów służbowych z komendy w Łukowie. Ustalenie "informatora” zleciła Prokuratura Okręgowa w Lublinie.
- Zaczęło się od tego, że do bialskiej prokuratury dotarły dokumenty z policji, mówiące o wycieku - tłumaczy Beata Syk-Jankowska, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej. - Musieliśmy zająć się tą sprawą. Dotyczy ona przekazania mediom informacji służbowych policji, zawierających dane osobowe.
Zdaniem Syk-Jankowskiej osoba, która to zrobiła złamała prawo. Śledczy przesłuchali w tej sprawie już kilka osób. - Dziennikarka będzie przesłuchiwana tylko w charakterze świadka - dodaje rzeczniczka. - Oczywiście, może bronić się przed zeznaniami, zasłaniając się prawem prasowym. W prokuraturze ma tylko powiedzieć to, co napisała w artykule prasowym. Dlatego, że on sam w sobie nie może służyć jako zeznanie.
Dla Dziennika
Prawo prasowe to esencja wolności słowa. Dziennikarza chroni dodatkowo konstytucja. Żądanie od dziennikarza podania swoich źródeł informacji to cios w demokrację i w funkcjonowanie wolnej prasy.