Dla krasnostawskiego PKS połączenie z silniejszym lubelskim przewoźnikiem miało być wybawieniem, ale firma wyprzedaje swój majątek.
- Część naszych kierowców została już przeniesiona do Hrubieszowa, Lublina i Włodawy - mówi nasz informator. - Z ponad 20 zestawów tirów większość sprzedano, a pozostałe czekają na kupców. Pewnie to samo czeka nasze autobusy, skoro już siedem wyrejestrowano, a ich kierowców wysłano na bezpłatne urlopy.
Pracownicy krasnostawskiego PKS zauważyli i to, że w ich bazie przy ul. Szkolnej na polecenie przełożonych zdemontowano kotły centralnego ogrzewania. Nie mogą pogodzić się także z zawieszaniem kolejnych kursów i ustępowaniu pola przewoźnikom z Hrubieszowa czy Włodawy.
- Od kiedy podlegamy pod Lublin przewinęło się u nas już chyba z siedmiu dyrektorów - mówi Czytelnik z Krasnegostawu. - Jak dotąd żaden z nich nie sprawdził się w roli skutecznego zarządcy. Dbali tylko o swoje interesy.
W kolejnych mailach do naszej redakcji pracownicy PKS wyrażali żal, że ich sytuacją nie interesowały się władze miasta ani powiatu. W końcu, przynajmniej pod tym względem, sytuacja się zmieniła. Wspólne spotkanie samorządowców i przewoźników na temat stanu komunikacji w powiecie zwołał starosta Janusz Szpak.
Wzięła w nim udział także Teresa Królikowska, prezes PKS Wschód SA z nowym dyrektorem krasnostawskiego oddziału Krzysztofem Zielińskim. Oboje wysłuchali wielu gorzkich słów, szczególnie od wójtów, zawiedzionych likwidacją kolejnych kursów.
- W skład naszej spółki wchodzi pięć oddziałów i właśnie krasnostawski pozostaje w najgorszej kondycji - mówi prezes Królikowska. - Już w końcu 2004 r. stracił płynność finansową. Z zadłużeniem znacznie przewyższającym wartość całego majątku ciągnie naszą firmę w dół.
Zdaniem Królikowskiej, najrozsądniej byłoby ten oddział zlikwidować. Na obecnym etapie próby postawienia go na nogi nazywa reanimacją trupa. Przez lata fatalnie zarządzany, a prawdopodobnie i rozkradany, jest kulą u nogi. Pomimo to przekonała radę nadzorczą, że warto go ratować, chociażby po to, aby utrzymać w Krasnymstawie przyczółek i z czasem oddział odbudować.
- Jeśli pozbywamy się części majątku, to po to, aby chociaż w części pokryć zobowiązania - mówi Królikowska. - A zresztą, co to za majątek. Nieodnawiany tabor często nadaje się już tylko na złom.
Królikowska nie ukrywa, że w krasnostawskim oddziale nie obędzie się bez zwolnień pracowniczych. W pierwszej kolejności ma to dotyczyć pracowników zakładowej administracji. Tylko patrzeć też, jak poczynaniom jej poprzedników przyjrzy się prokurator. Ze swojej strony Królikowska obiecuje przydzielenie kilku nowych busów, które spółka zamierza zakupić dla swych oddziałów.