Szefowie Niepublicznego Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego w Rejowcu nie zgadzają się z tezami wystąpienia minister edukacji w programie „Uwaga”. Ich zdaniem, pani minister mijała się z prawdą, kiedy przedstawiała sytuację w ośrodku
Minister zarzuciła nam nieprawidłowości niemal na wszelkich możliwych obszarach – oburza się Monika Tofil, dyrektor rejowieckiego NMOW. – W ostatnich tygodniach przeszliśmy wszelkie możliwe kontrole, w tym pod względem stanu sanitarnego czy bezpieczeństwa przeciwpożarowego. Na przykład zalecenia strażaków sprowadziły się do uwagi, że palacz w kotłowni wiesza fartuch służbowy w nieodpowiednim miejscu.
Tofil nie zgadza się też z zarzutami, że odmówiła kontrolerom wglądu w dokumenty i nie pozwoliła im spotkać się z wychowawcami i wychowankami.
– Wszystkie dokumenty zostały udostępnione – podkreśla dyrektor. – A jeśli chodzi o odmowę spotkania, to przedstawicielom kuratorium bardziej zależało na indywidualnych przesłuchaniach wybranych podopiecznych. To z kolei wymagało obecności psychologa oraz wystawionych przez kuratora upoważnień, których wizytujący nasz ośrodek nie mieli.
Kierownictwo ośrodka w Rejowcu, z którego po serii aktów przemocy minister edukacji poleciła przenieść dzieci do innych placówek, nie poddaje się. Po wprowadzeniu szeregu zmian gotowe jest na kuratoryjną weryfikację. Przebywa tam jeszcze 36 dzieci. Pozostałe trafiły już do innych MOW-ów (młodzieżowych ośrodków wychowawczych), bądź przebywają na tzw. niepowrotach, czyli ucieczkach.
Są i tacy wychowankowie, którzy pozałatwiali sobie zwolnienia lekarskie. W ten sposób protestują przeciwko przenoszeniu ich w inne miejsca w kraju. Tymczasem sądy wydają kolejne nakazy doprowadzeń dzieci przez policję do wyznaczonych im ośrodków.
– Staramy się rozmawiać z wychowankami i przekonywać ich, aby podporządkowywali się sądowym decyzjom i pozwolili nam samym przewieźć ich do innych placówek – dodaje Tofil. – Nie mogę dopuścić do sytuacji, w której nasi podopieczni byliby siłą zabierani z ośrodka przez mundurowych.
Dyrektor ze współpracownikami od początku zwracała uwagę, że sytuacja w ich placówce była oceniana bez odniesień do tego, co dzieje się w innych MOW-ach. Dlatego za pośrednictwem kancelarii prawnej zwróciła się do powiatowych komend policji, które mają na swoim terenie takie ośrodki, o informacje na temat zdarzeń z udziałem wychowanków.
Pierwsze dane spłynęły z ośrodka, który także podlega lubelskiemu kuratorium. Choć jest mniejszy od rejowieckiego, w ubiegłym roku odnotowano tam 151 ucieczek (w Rejowcu 82). Ponadto w 2015 roku w Rejowcu w związku z wychowankami policja interweniowała 71 razy, a w tym mniejszym takich interwencji było 127. Ale to właśnie tam nakazem sądowym ma być umieszczonych około 10 podopiecznych z Rejowca.
– Moja córka, zanim trafiła do Rejowca, tułała się po ośrodkach terapeutycznych. Sprawiała duże kłopoty wychowawcze. Teraz zmieniła swoje zachowanie na lepsze i zdecydowanie zaczęła się lepiej uczyć. Nie skazujmy tego ośrodka, ale tych, którzy dopuścili się czynów niegodnych – apeluje Katarzyna Jasicka, matka jednej z podopiecznych.
Czy NMOW w Rejowcu ma szansę przetrwać? – W tym ośrodku działy się straszne rzeczy – mówi Anna Ostrowska, rzecznik MEN. – Sytuacja wydawała się patowa i stąd decyzja pani minister o przeniesieniu dzieci do innych placówek. Minister obserwuje zainicjowany proces naprawczy. Podejmując decyzje będzie się opierała na ocenach i ustaleniach lubelskiego kuratorium.