Mirosław Szukowski, przedsiębiorca budowlany z Chełma ma kłopoty z zatrudnieniem fachowców. O kogo by zapytał, okazuje się, że wyjechał za chlebem do Niemiec, Wielkiej Brytanii czy Francji.
Ponadto kraje te wabią do siebie polskich lekarzy i pielęgniarki, a także nauczycieli matematyki, informatyki, biologii, geografii, fizyki, chemii, historii oraz nauczania początkowego. Z kolei Niemcy liczą przede wszystkim na wykwalifikowane opiekunki do osób starszych i dzieci. Cypr zaprasza kelnerów i kucharzy, a Islandia... fryzjerów.
– Jeśli tak dalej pójdzie, to przyjdzie nam rozglądać się za fachowcami z Ukrainy – zżyma się Szukowski.
Danuta Cichowicz, kierownik PUP w Chełmie przyznaje, że sytuacja na rodzimym rynku pracy jest niepokojąca. Coraz częściej jej urząd odsyła z kwitkiem pracodawców, którzy poszukują właśnie tynkarzy, operatorów koparek, glazurników, stolarzy, spawaczy, piekarzy, kucharzy, kelnerów czy fryzjerów.
– Oczywiście nie wszyscy ci fachowcy wyjechali za granicę – mówi Cichowicz. – Problem natomiast w tym, że nasi pracodawcy, podobnie jak ci za granicą, liczą na osoby z zawodowym doświadczeniem i dorobkiem. Ktoś kto ma zawód, ale nigdy w nim nie pracował, bądź dawno go porzucił, nie ma u nich szans.
Z myślą o tym, by ci ludzie mieli jednak szansę na pracę, PUP organizuje dla nich tzw. przygotowania zawodowe. Zainteresowani, kierowani na pewien czas do wyznaczonych zakładów pracy, mają możliwość wrócić do wyuczonego zawodu i praktycznie go sobie przypomnieć.