Madzia i Małgosia chore na rybią łuskę już się spakowały. Czekają na telefon z kliniki.
- Udało się - cieszy się Bożena Puk, mama dziewczynek. - Zebrałyśmy ponad 20 tys. zł. Mam nadzieję, że to wystarczy. Co prawda dwutygodniowe leczenie ma kosztować 25 tys. zł. Ale może brakująca kwota wpłynie jeszcze na nasze konto.
Pani Bożena nie zamierza się poddawać. Już raz termin wyjazdu przepadł, bo nie mieli pieniędzy. Teraz, jest już pewne, że dojdzie do skutku. Kobieta nie wyobraża sobie, by mogło być inaczej. Za daleko zaszła. Wiele osób zaangażowało się w pomoc jej córkom. W akcję włączyło się niemal całe miasto. Pieniądze zbierane były od września. Pomagały fundacje. Policyjni związkowcy zorganizowali festyn charytatywny. Do akcji przystąpiła także młodzież z Gimnazjum nr 1, gdzie uczy się 14-letnia Małgosia.
- Dziewczynki już nie mogą doczekać się wyjazdu - mówi Puk. - Może dziś, a może jutro telefon zadzwoni. Wtedy ruszamy w drogę. Dla nich to ogromna szansa na normalność.
Rybia łuska to bardzo rzadka, uwarunkowana genetycznie, choroba. Skóra na całym ciele łuszczy się i rogowacieje. Towarzyszy temu silne swędzenie. Objawy nasila działanie słońca i kontakt z detergentami.
- Choroba nie jest wyleczalna, ale doraźne leczenie może spowodować zniknięcie objawów. Mam nadzieję, że po dwóch tygodniach zabiegów dziewczynki nie będą miały ich w ogóle - pociesza się pani Bożena. - Jednak przez cały czas potrzebne będą maści i inne leki. Żeby je kupić, będę musiała wydać około 600 zł miesięcznie.
Leki będą dobrane właśnie podczas leczenia w niemieckiej klinice Tomesa.
Kuracja, jakiej dziewczynki się poddadzą, będzie musiała być też powtarzana. Nie wiadomo jeszcze, czy raz w roku, czy częściej. Niestety, wiąże się to z kolejnymi kosztami.