Pogoda sprzyja wiosennym porządkom. Wraz z jej poprawą rozpoczęło się nagminne wypalanie traw. Tylko podczas ostatniego weekendu chełmscy strażacy do gaszenia płonących traw wyjeżdżali ponad 40 razy.
Paliło się również w kilku gminach powiatu włodawskiego i krasnostawskiego. Najgroźniejszy w skutkach mógł być pożar, który wybuchł w miejscowości Żuków koło Włodawy. Spaliło się 1,5 hektara suchych traw. O mały włos ogień nie przeniósł się na rosnący w pobliżu młodnik sosnowy. I tylko szybka interwencja strażaków uniemożliwiła rozprzestrzenienie się płomieni na większą powierzchnię.
- Ludzie nie zdają sobie sprawy, że stwarzają zagrożenie pożarowe i niszczą przyrodę,
a przede wszystkim swoje grunty - mówi Mirosław Puła, dyżurny operacyjny KP PSS we Włodawie. - W wysokich temperaturach giną zarodniki grzybów, drobne zwierzęta i najcenniejsze dla domowych zwierząt zioła i trawy. Pozostają natomiast odporne chwasty i to te szczególnie uciążliwe.
Strażacy i służby ochrony środowiska wciąż przypominają, że palenie traw jest zabronione. Zapisy takie znalazły się np. w ustawie o ochronie przyrody: "Kto wypala roślinność na łąkach, pastwiskach, nieużytkach rolnych, rowach, pasach przydrożnych, szlakach kolejowych, w strefie oczeretów lub trzcin podlega karze aresztu lub grzywny”. Sprawa jest na tyle poważna, że również w kodeksie wykroczeń można przeczytać, że zachowanie takie uznane jest za niszczenie zieleni i zanieczyszczanie środowiska, a wypalanie traw zagrożone jest karami do trzech lat więzienia. Kary nie odstraszają jednak rolników.
- Ale schwytanie podpalacza i udowodnienie mu, że palił suche trawy jest praktycznie niemożliwe - twierdzi Puła. - Takiego delikwenta trzeba by złapać na gorącym uczynku, a my zazwyczaj przyjeżdżamy, gdy już się pali.