Policjanci zabrali go z pracy, dowieźli do białostockiej prokuratury, a później do sądu. Ten dzień sprzed kilku lat Janusz Korczyński, wójt gminy Krasnystaw wspomina jak zły sen. Sen, który trwa, bo sprawa dopiero ruszyła z miejsca.
Zatrzymanie Korczyńskiego 27 listopada 2006 roku zleciła Prokuratura Okręgowa w Białymstoku.
Zarzucono mu, że maju 2003 r. spotkał się z wykonawcą budowy hali sportowej i boisk w Małochwieju Małym.
W zamian za przekazanie 5 tys. zł na ławki dla Motoru Lublin, miał mu obiecać ustawienie kolejnych dwóch przetargów: na wykonanie ogrodzenia boisk w Małochwieju Dużym i wykonanie przepustu pod drogą krajową pomiędzy Zakręciem i kol. Stężyca.
– Ani takiego spotkania, ani rozmowy nie było – mówi Korczyński. – Nie mogło też być mowy o ustawieniu przetargów. Tym bardziej, że jeden z nich został rozstrzygnięty już w kwietniu, przed domniemanymi obietnicami. Tak jak kiedyś w naszym państwie walczono z kułakami, czy wydawano bitwę o handel, tak ja padłem ofiarą akcyjnej walki z układami. Ktoś bardzo chciał się wykazać.
Korczyński uważa poza tym, że zastosowane wobec niego środki były niewspółmierne do zarzutów.
To przekonanie podzielił zresztą białostocki sąd, odrzucając wniosek prokuratury o tymczasowe aresztowanie wójta. Nie zażądano od niego kaucji, nie odebrano mu paszportu.
– Jest pan wolny – usłyszał Korczyński. Wrócił do domu i do pracy.
Białostocka prokuratura, która postawiła wójtowi zarzuty kilkanaście razy odkładała skierowanie aktu oskarżenia do białostockiego sądu.
Zrobiła to dopiero 30 marca 2009 r. Wtedy jednak uznano, że sprawę należy przenieść do Krasnegostawu. W czerwcu tego roku odbyła się pierwsza rozprawa.
– Sprowadziła się do odczytania oskarżenia – mówi wójt. – Zapytany, czy czuję się winny stawianych mi zarzutów, odpowiedziałem, że nie. Czekam na dalszy bieg wypadków.
Przedsiębiorca, który zarzucił Korczyńskiemu korupcję, wówczas pozostawał w sporze z gminą Krasnystaw.
Kością niezgody był naliczony za jego usługi podatek VAT. W ramach jednego z zadań jego firma nie dotrzymała terminu, a w międzyczasie stawka podatku wzrosła z 7 do 22 proc.
Wójt uznał, że przedsiębiorca na własne życzenie wpadł w podatkową pułapkę, i że nie ma żadnych podstaw, by rekompensować mu potknięcie.
– Ten człowiek publicznie groził mi i mojej nieżyjącej już zastępczyni, że nas wsadzi za kraty – wspomina Korczyński. Ma na to świadków i dowody.
Przyznaje, że swego czasu próbował telefonicznie wykonawcę zainteresować sponsorowaniem lubelskiego MOSiR, ale niczego mu w zamian mu nie obiecywał.