Młoda kobieta leżała na chodniku przed blokiem w Woli Uhruskiej. Była tak poturbowana, że nie rozpoznali jej sąsiedzi, którzy wezwali pomoc. W mieszkaniu, w wannie znaleziono jej 4-miesięcznego synka. Chłopczyk był martwy
Leżącą pod blokiem młodą kobietę wypatrzyła sąsiadka.
– W środę około godz. 9 rano wyjrzałam przez okno – opowiada Zofia Barczuk. – Zauważyłam, że na chodniku prowadzącym do naszej klatki leży dziewczyna. Zawołałam sąsiadkę i zeszliśmy do niej. Miała widoczne obrażenia, ale żyła. Ciągle powtarzała: „Jak to się stało?”. W ogólnym zamieszaniu i nerwach ktoś w końcu zadzwonił po pogotowie.
Barczuk zachodzi w głowę, dlaczego ona, ani żaden z sąsiadów nie rozpoznał kobiety. Przecież razem z mężem od roku wynajmowali w ich bloku mieszkanie. Praktycznie spotykali się codziennie.
W drodze do szpitala 28-latka powiedziała, że w mieszkaniu jest jej dziecko. Załoga karetki przekazała tę informację dyżurnemu włodawskiej policji. Ten natychmiast wysłał do Woli Uhruskiej policyjny patrol.
Drzwi do mieszkania na pierwszym piętrze były zamknięte. Do środka policjanci weszli przez otwarte drzwi balkonowe. Dziecko znaleźli w łazience. 4-miesięczny syn leżał w wannie. Nie było w niej wody. Chłopiec nie żył.
Wczoraj w Zakładzie Medycyny Sadowej Uniwersytetu Medycznego przeprowadzono sekcję dziecka. – Ze wstępnych ustaleń wynika, że przyczyną zgonu było utonięcie. Na ciele dziecka nie ujawniono obrażeń – mówi Beata Syk-Jankowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie. – Prokuratura Rejonowa we Włodawie wszczęła śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci dziecka.
Zdaniem prokuratury stwierdzone u kobiety obrażenia najprawdopodobniej powstały w wyniku upadku na twarde podłoże. Efektem są wielonarządowe urazy.
– Jaki upadek? – zżyma się jedna z sąsiadek 28-latki. – Gdyby ta kobieta wypadła z balkonu to spadłaby na trawnik. Tymczasem leżała z boku, na betonowym chodniku. Miejsce to wciąż znaczy plama zakrzepłej krwi i sporządzony przez policjanta obrys głowy. Poza tym, co robił taboret przystawiony do balkonowej balustrady?
Stan zdrowia rannej kobiety uniemożliwia jej przesłuchanie. Dostęp do niej ma jedynie personel medyczny. Kiedy zabierało ją pogotowie, jej mąż był w pracy.
– W naszym środowisku uchodzili za przykładne małżeństwo – mówi kolejna sąsiadka. – Często mi się kłaniali kiedy spacerowali z dzieckiem. To, co ich spotkało, to wielka tragedia, ale wierzę, że z czasem się z tego otrząsną.