Aneta Kisiel do niedawna sprzedawała na chełmskim bazarze po około tysiąc sztuk jaj dziennie. W przedświątecznej atmosferze wynik ten już podwoiła.
Dużych jaj, najlepiej z dwoma żółtkami używa się do ciast. Małe nadają się na pisanki i do wielkanocnego koszyczka. Im są jaśniejsze, tym lepiej.
Pani Aneta większości klientów nie musi pytać, których jaj sobie życzą. Przychodzą do jej stoiska od lat i wie czego im trzeba. - Klienci przywiązują się do jednego straganu, nawet jeśli zmieniają się w nim sprzedawcy - opowiada. - Z niektórymi z nich zdążyłam się już zaprzyjaźnić i zanim zdążę podać im towar, mamy okazję chwilę pogawędzić.
Czasami trudno zrozumieć klientów - mówi Kisiel. - Potrafią się na przykład uprzeć, że na tym stoisku jaja są brzydkie, a na tamtym ładne. A tymczasem wszystkie pochodzą od tego samego producenta. Na przykład moja sąsiadka, tak jak ja,
ma jaja z farmy drobiu w Turce. Mimo to ona ma swoich wiernych klientów, a ja swoich.
Są smakosze, którzy nawet nie obejrzą się na wytłaczanki z jajami z farm. Dla nich prawdziwe jajko ma pochodzić od kury z gospodarskiego podwórka, a nie przemysłowego kurnika. Inni z kolei takiego wiejskiego jajka
do ust nie wezmą, bo się boją, albo po prostu brzydzą. Tak jak rasowi cukiernicy brzydzą się jajecznego proszku, do używania którego namawia ich Unia Europejska.
Na szczęście zakaz używania w produkcji świeżych jaj został odsunięty w czasie - cieszy się Wojciech Hetman, najbardziej znany chełmski cukiernik. - I dobrze, gdyż jaja w postaci proszku nie posiadają już takich wartości odżywczych, witaminowych i smakowych co świeże - mówi Hetman. - Na domiar złego zalatują talkiem, który dodaje się
do proszku, aby się nie zbrylał.
Mając do wyboru jajo z fermy, bądź od rolnika Hetman zdecydowanie sięgnąłby po to drugie. Takie jajo ma naturalnie żółte żółtko, jest nieporównywalnie smaczniejsze i co ważne w jego branży, lepiej się ubija. A to z kolei przekłada się na dobrą konsystencję ciasta.
Z tymi "chłopskimi” jajami trzeba uważać - radzi Hetman. - Bywa, że gospodarze kupują je na farmach, a później na rynku reklamują je jako pochodzące od podwórkowej kury.